Stałaś przed lustrem i przyglądałaś się samej sobie, trzymając dłonie na lekko już powiększonym brzuszku. Stałem przy Tobie, tak jak powinienem, ale tego nie widziałaś. Wyglądałaś prześlicznie i cała promieniałaś.
Usłyszałaś dzwonek swojego telefonu i spojrzałaś na wyświetlacz, odebrałaś i powiedziałaś, że zaraz zejdziesz. Na czarny top naciągnęłaś beżowy, luźny sweterek, by nie rzucał się w oczy Twój powiększony brzuszek i ubrałaś kurtkę. Włożyłaś kozaki i zabrałaś swoją torebkę. Rozejrzałaś się jeszcze po mieszkaniu, tak jak zwykle to robiłaś. Wyłączyłaś z gniazdka żelazko i prostownicę do włosów. Upewniłaś się, więc mogłaś wyjść. Zamknęłaś drzwi za sobą i zbiegłaś po schodach na sam dół. Wyszłaś z budynku i powędrowałaś na parking, gdzie odnalazłaś samochód Javiera i do niego wsiadłaś. Uśmiechnęłaś się na powitanie i odjechaliście.
Siedzieliście wszyscy w salonie Reiny, a od czasu do czasu przybiegała do Was ich mała gromadka. To któreś z nich chciało pokazać któremuś z gości nową lalkę czy misia, albo prosiło o pomoc w układaniu puzzli. Wpatrywałaś się w nie jak w obrazek. Dwie starsze dziewczynki ciągle zajmowały się dwójką młodszych braci i bawiły się z nimi, mówiąc, że chcą już by ich jeszcze jedna siostra była z nimi. To naprawdę było kochane.
Pepe wszedł do pomieszczenia ze szklanką soku pomarańczowego dla swojej żony, po czym stanął nad wszystkimi i zatarł dłonie.
- To teraz pytanie, co kto pije? Piwo, panie może wino? - Popatrzył po nas.
- Chociaż bardzo bym chciał, to nie mogę. - Javi podniósł kluczyki do góry. Był jedynym kierowcą, bo Julia i Thiago przyjechali razem z Wami.
- Więc się napij, zostawicie samochód i wrócicie taksówką. Jutro go odbierzesz. - Pepe wzruszył ramionami, po czym szybkim krokiem wrócił do kuchni, by wyjąć butelki piwa z lodówki.
- Jeżeli chcesz, to ja wrócę. - powiedziałaś cicho do niego, a on jakby się zamyślił i spojrzał na Ciebie. - I tak nie pije. - uśmiechnęłaś się.
- W sumie to może być. - Skinął głową. Do pomieszczenia znów wkroczył Reina i spojrzał po wszystkich.
- I w końcu jak? - zapytał, podając butelki Julii i Thiago. Wyciągnął jedną do Ciebie, ale Ty pokręciłaś głową.
- Ja wracam, bo i tak nie piję. - Spojrzałaś na Javiera, który zabrał jedną butelkę.
- Naprawdę pozwolił ci wracać? - Wyszczerzył się Thiago. - To nowość, nawet mi nie pozwolił nim ostatnio jechać. - dodał ze śmiechem.
- Tak właściwie to czemu nie pijesz? - zapytała Julia i znów wszystkie pary oczu zostały zwrócone na Ciebie. Zmieszałaś się.
- Brała niedawno leki... - zaczął nagle Javier, widząc Twoje zakłopotanie, ale Ty uśmiechnęłaś się do niego dziękując i pokręciłaś głową.
- Muszę to i tak w końcu powiedzieć, ale dziękuję. - rzekłaś do niego, a cała reszta była zdziwiona jeszcze bardziej. - Bo... Jestem w ciąży.
Przygryzłaś dolną wargę, denerwując się. Martinez nie odrywał od Ciebie wzroku, bo wiedział, że ciężko było Ci to powiedzieć przyjaciołom, a jednak zebrałaś się i miałaś to za sobą. Tamci również ciągle na Ciebie spoglądali. To było coś nowego.
- Dowiedziałam się niedawno i to dlatego czasem się tak dziwnie zachowywałam. Przepraszam. - powiedziałaś, a po chwili Vigas podniosła się ze swojego miejsca, podeszła i mocno Cię uścisnęła. Yolanda po chwili zrobiła to samo.
- Chodźmy może do drugiego pokoju i porozmawiamy sobie na spokojnie. - zaproponowała gospodyni. We trójkę wyszłyście z salonu, a tu zapanowała cisza. Każdy z trzech obecnych piłkarzy wodził gdzieś wzrokiem po pomieszczeniu. Było dziwnie. Pewnie gdybym był tu z nimi, zaczęłoby się gratulowanie i klepanie po plecach, a Pepe zacząłby wygłaszać swoje wywody na temat ojcostwa. Byłyby niepotrzebne, bo i tak już miałem swoją dwójkę w Madrycie.
- Wiedziałeś, prawda? - zapytał bramkarz, a Javi pokiwał głową. Znów chwila ciszy. - Jasna cholera... - mruknął pod nosem. - To naprawdę jakieś szaleństwo. Właśnie powróciłem do przekonania, że to wszystko jest złym snem i Xabi tak naprawdę z nami jest.
- Wszyscy dobrze wiemy, że tak nie jest. - odezwał się Thiago i upił łyk piwa. - Pamiętacie ten jeden wypad do pubu? Wszyscy się spiliśmy, a Xabi wyjechał z tekstem by opiekować się Sonią. Mam dziwne wrażenie jakby to przeczuwał...
Pijackie przeczucia. Sam nie wiedziałem co mówię, ale to wszystko miało sens. Jakbym przeczuwał to co niedługo się wydarzy. Że Cię zostawię i trzeba będzie się Tobą opiekować. Javier siedział ze spuszczonym wzrokiem. Dałbym sporo, by dowiedzieć się o czym teraz myślał. Wiem, że to do niego skierowałem te słowa by się Tobą opiekował. By mi to obiecał, jak Bask Baskowi.
Thiago wyszedł na chwilę z pomieszczenia, mówiąc, że musi skorzystać z łazienki, a tamta dwójka została sama.
- Wziąłeś sobie to do siebie, prawda? - Jose zwrócił się do Martineza. - Wiem, że jesteś szczerym i pomocnym chłopakiem, ale mam dziwne wrażenie, że tu chodzi o coś więcej.
- Nie rozumiem? - odezwał się w końcu.
- Sonia ci się podoba. Lubisz ją. Bardzo. - zaakcentował ściszonym głosem. - I nie ściemniaj mi, że nie, bo widziałem jak na nią patrzyłeś od początku. - dodał, a Javi poprawił się i oparł łokcie o kolana. - Nie mówię, że to źle, ale po prostu uważaj w tej sytuacji, okej? Wiesz o co mi chodzi. - powiedział i od razu zakończył temat, bo do pomieszczenia wpadły dziewczynki z prośbą, by ojciec rozdzielił im mocno ściśnięte ze sobą klocki. Niedługo wrócił również Thiago, a zaraz po nim dziewczyny. Usiadłaś na swoim wcześniejszym miejscu i posłałaś lekki uśmiech do Martineza, a on odpowiedział Ci tym samym. Pepe zawsze miał rację, odkąd pamiętam. Teraz też mógł ją mieć. Javi jakoś nigdy zbytnio tego nie okazywał, a co najważniejsze ja tego nie zauważałem. Reina zawsze widział więcej. Nie wiedziałem czy to dobrze czy źle, ale pomocnik opiekował się Tobą i za to byłem mu wdzięczny. Nie widziałem, by czegokolwiek w zamian oczekiwał. Robił to, bo mu zależało. Dopiero teraz sobie to uświadomiłem.
Siedzieliście oboje na plastikowych krzesełkach w poczekalni przychodni, do której chodziłaś. Razem z wami siedziały jeszcze dwie pary. Jedna kobieta w zaawansowanej już ciąży, a druga z prawie niewidocznym brzuszkiem. Obie trzymane za dłonie przez swoich mężczyzn, którzy je wspierali. Ciebie też wspierali. Ja Cię wspierałem. Wspierali Cię nasi przyjaciele i rodzina. A co najważniejsze miałaś wsparcie Javiera, który siedział tuż obok Ciebie w ciszy. Gdy zapytałaś go, czy z Tobą pójdzie, zgodził się bez zawahania, a teraz wiedziałem, że czuł się dziwnie. Nie trzeba być u ginekologa z nie swoją kobietą i dzieckiem, żeby tak się czuć. Gdy Nagore była w ciąży z Jontxu, ze mną było tak samo, chociaż już długo byliśmy parą i planowaliśmy wesele. Po prostu w środku to wszystko mnie przerażało. Nie wiedziałem czy sobie poradzę, czy będę dobrym ojcem, jak to będzie wyglądać... Ja byłem w stu procentach pewny, że Javi dałby sobie z tym radę. Wiem, że to może głupio zabrzmieć, ale gdybyś znów miała się z kimś związać, chciałbym by to był Martinez. Nie żebym wybierał za Ciebie, ale po prostu będę mu kibicował. Jeżeli zdecydujesz inaczej, chciałbym tylko by był to ktoś dobry dla Ciebie i naszego dziecka.
- Pani dos Santos? - Zaraz po jednej kobiecie, która wyszła z gabinetu, wyłoniła się młoda pielęgniarka, która pomagała pani doktor. Podniosłaś się i nałożyłaś torebkę na ramię.
- Wejdziesz ze mną? - Zapytałaś niepewnie, a on jakby został uderzony młotem, wstał i pokiwał głową. Weszliście do białego pokoju, gdzie przy biurku siedziała miła, starsza kobieta, do której byłaś zapisana. Przywitaliście się i usiedliście na krzesłach. Wymieniłaś kilka zdań z Panią doktor, która pytała o Twoje samopoczucie, studia i pracę, a dopiero później zaprosiła Cię na kozetkę na badanie. Javi siedział jak na szpilkach, gdy poszłaś się przebrać. Nie powinienem się śmiać, ale z tej perspektywy wyglądało to zabawnie.
- Możemy już przejść. - Powiedziała lekarka i podniosła się zza biurka, kończąc zapisywanie czegoś w karcie.
Piłkarz podniósł się i przeszedł za kobietą do drugiego pomieszczenia, gdzie już leżałaś z podwiniętą bluzką, a pielęgniarka przygotowywała sprzęt do USG. Posłałaś mu lekki uśmiech, by dodać mu otuchy, bo te jego nerwy można było wyczuć na kilometr. Stanął przy Tobie, a doktor nałożyła żel na sondę i przyłożyła ją do Twojego brzucha, a na ekranie pojawił się obraz. Oboje wpatrywaliście się w niego jak zahipnotyzowani. Ja z resztą też.
- Nie ma się czym martwić. Wygląda na to, że z dzieckiem wszystko w porządku. Rozwija się prawidłowo - mówiła. - Mogą państwo spojrzeć, widać dokładnie główkę. - Wskazała na zarysy maluszka na ekranie.
- Cudowny... - powiedziałaś, ciągle się uśmiechając. Spojrzałaś na Martineza, a on nie odrywał wzroku od ekranu. Nie dziwiłem się mu, w końcu widział na żywo coś takiego po raz pierwszy w życiu.
- Poznałam również już płeć - rzekła tajemniczo. - To zależy od państwa. Para przed wami zaczęła się o to kłócić. Mama nie chciała znać płci, a tato się upierał. Argumentował tym, że to ona później będzie się miesiąc zastanawiać na jaki kolor pomalować ściany w pokoiku - zaśmiała się. Znów spojrzałaś na Javiera. On tym razem spojrzał na Ciebie.
- Wiesz, że to do ciebie należy decyzja. - Ścisnął Twoją dłoń. - Możemy się wstrzymać na razie z malowaniem - zażartował.
- Nie... Chciałabym wiedzieć. - Skinęłaś głową i popatrzyłaś na Panią doktor. Sam chciałbym wiedzieć, ale jeżeli zadecydowałaby inaczej, zgodziłbym się z tym.
- Więc podpowiem państwu, że możecie planować samochodowy lub piłkarski pokój - powiedziała i podała Ci papierowe ręczniki, byś mogła wytrzeć dokładnie swój brzuch. Uśmiechnęłaś się szeroko, tak jakbyś właśnie tego oczekiwała.
- Będę miała synka... - szepnęłaś i spojrzałaś w stronę Javiera. - To chłopiec! - dodałaś, a on przytaknął.
Dostaliście nagranie na płytce z filmem z USG, które wiedziałem, że będziesz często oglądać. To naprawdę coś niesamowitego.
- Na wieść o chłopcu, zareagowałaś tak jakbyś to właśnie tego chciała. - Zauważył Javi, zmieniając bieg i skręcając na skrzyżowaniu.
- Gdyby to miała być dziewczynka, byłoby tak samo - zaśmiałaś się. - Ale racja... Chyba dlatego, że już wybrałam imię. Z dziewczynką miałabym więcej do namysłu.
- Można wiedzieć jakie? - zapytał chłopak, zerkając na Ciebie.
- Dowiesz się w swoim czasie. - Skinęłaś głową.
- No dobrze. Spróbuję nie zwariować z ciekawości - zaśmiał się. - Właściwie... Miałam jeszcze zapytać o jedną sprawę. Jak spędzasz święta? To już niedługo. - Zatrzymał samochód na światłach. Miał rację. Do świąt zostało dwa tygodnie, a sam nie wyobrażam sobie tego, że miałabyś je spędzić sama w czterech ścianach.
- Tak. Rozmawiałam już z rodzicami Xabiego i Nagore i postanowiłam, że jednak polecę do Madrytu. Sam słyszałeś, że wszystko jest w porządku, więc mogę podróżować.
- To dobrze. Gdybyś miała zostać tutaj, to wtedy mógłbym zabrać cię ze sobą albo również zostać. - Wzruszył ramionami jakby to nie było nic wielkiego. Spojrzałaś na niego i lekko się uśmiechnęłaś.
- Dziękuję, Javi. To było naprawdę miłe, ale lecę do Nagore i dzieciaków. Postanowiłyśmy im razem powiedzieć, że będą mieli rodzeństwo.
- Myślę, że to naprawdę świetnie, że trzymacie nadal kontakt i chcecie, by dzieci także go miały.
- Tak by było, gdyby Xabi nadal tu był - powiedziałaś cicho. - Będą rodzeństwem, więc powinni wiedzieć. I dziękuję, że ze mną pojechałeś.
- Nie ma sprawy. Zawsze do usług - odparł. - A teraz co powiesz na jakiś dobry obiad? Zapraszam.
- Tego nigdy nie odmówię - zaśmiałaś się, a on ruszył w kierunku Twojej ulubionej restauracji.
Usłyszałaś dzwonek swojego telefonu i spojrzałaś na wyświetlacz, odebrałaś i powiedziałaś, że zaraz zejdziesz. Na czarny top naciągnęłaś beżowy, luźny sweterek, by nie rzucał się w oczy Twój powiększony brzuszek i ubrałaś kurtkę. Włożyłaś kozaki i zabrałaś swoją torebkę. Rozejrzałaś się jeszcze po mieszkaniu, tak jak zwykle to robiłaś. Wyłączyłaś z gniazdka żelazko i prostownicę do włosów. Upewniłaś się, więc mogłaś wyjść. Zamknęłaś drzwi za sobą i zbiegłaś po schodach na sam dół. Wyszłaś z budynku i powędrowałaś na parking, gdzie odnalazłaś samochód Javiera i do niego wsiadłaś. Uśmiechnęłaś się na powitanie i odjechaliście.
Siedzieliście wszyscy w salonie Reiny, a od czasu do czasu przybiegała do Was ich mała gromadka. To któreś z nich chciało pokazać któremuś z gości nową lalkę czy misia, albo prosiło o pomoc w układaniu puzzli. Wpatrywałaś się w nie jak w obrazek. Dwie starsze dziewczynki ciągle zajmowały się dwójką młodszych braci i bawiły się z nimi, mówiąc, że chcą już by ich jeszcze jedna siostra była z nimi. To naprawdę było kochane.
Pepe wszedł do pomieszczenia ze szklanką soku pomarańczowego dla swojej żony, po czym stanął nad wszystkimi i zatarł dłonie.
- To teraz pytanie, co kto pije? Piwo, panie może wino? - Popatrzył po nas.
- Chociaż bardzo bym chciał, to nie mogę. - Javi podniósł kluczyki do góry. Był jedynym kierowcą, bo Julia i Thiago przyjechali razem z Wami.
- Więc się napij, zostawicie samochód i wrócicie taksówką. Jutro go odbierzesz. - Pepe wzruszył ramionami, po czym szybkim krokiem wrócił do kuchni, by wyjąć butelki piwa z lodówki.
- Jeżeli chcesz, to ja wrócę. - powiedziałaś cicho do niego, a on jakby się zamyślił i spojrzał na Ciebie. - I tak nie pije. - uśmiechnęłaś się.
- W sumie to może być. - Skinął głową. Do pomieszczenia znów wkroczył Reina i spojrzał po wszystkich.
- I w końcu jak? - zapytał, podając butelki Julii i Thiago. Wyciągnął jedną do Ciebie, ale Ty pokręciłaś głową.
- Ja wracam, bo i tak nie piję. - Spojrzałaś na Javiera, który zabrał jedną butelkę.
- Naprawdę pozwolił ci wracać? - Wyszczerzył się Thiago. - To nowość, nawet mi nie pozwolił nim ostatnio jechać. - dodał ze śmiechem.
- Tak właściwie to czemu nie pijesz? - zapytała Julia i znów wszystkie pary oczu zostały zwrócone na Ciebie. Zmieszałaś się.
- Brała niedawno leki... - zaczął nagle Javier, widząc Twoje zakłopotanie, ale Ty uśmiechnęłaś się do niego dziękując i pokręciłaś głową.
- Muszę to i tak w końcu powiedzieć, ale dziękuję. - rzekłaś do niego, a cała reszta była zdziwiona jeszcze bardziej. - Bo... Jestem w ciąży.
Przygryzłaś dolną wargę, denerwując się. Martinez nie odrywał od Ciebie wzroku, bo wiedział, że ciężko było Ci to powiedzieć przyjaciołom, a jednak zebrałaś się i miałaś to za sobą. Tamci również ciągle na Ciebie spoglądali. To było coś nowego.
- Dowiedziałam się niedawno i to dlatego czasem się tak dziwnie zachowywałam. Przepraszam. - powiedziałaś, a po chwili Vigas podniosła się ze swojego miejsca, podeszła i mocno Cię uścisnęła. Yolanda po chwili zrobiła to samo.
- Chodźmy może do drugiego pokoju i porozmawiamy sobie na spokojnie. - zaproponowała gospodyni. We trójkę wyszłyście z salonu, a tu zapanowała cisza. Każdy z trzech obecnych piłkarzy wodził gdzieś wzrokiem po pomieszczeniu. Było dziwnie. Pewnie gdybym był tu z nimi, zaczęłoby się gratulowanie i klepanie po plecach, a Pepe zacząłby wygłaszać swoje wywody na temat ojcostwa. Byłyby niepotrzebne, bo i tak już miałem swoją dwójkę w Madrycie.
- Wiedziałeś, prawda? - zapytał bramkarz, a Javi pokiwał głową. Znów chwila ciszy. - Jasna cholera... - mruknął pod nosem. - To naprawdę jakieś szaleństwo. Właśnie powróciłem do przekonania, że to wszystko jest złym snem i Xabi tak naprawdę z nami jest.
- Wszyscy dobrze wiemy, że tak nie jest. - odezwał się Thiago i upił łyk piwa. - Pamiętacie ten jeden wypad do pubu? Wszyscy się spiliśmy, a Xabi wyjechał z tekstem by opiekować się Sonią. Mam dziwne wrażenie jakby to przeczuwał...
Pijackie przeczucia. Sam nie wiedziałem co mówię, ale to wszystko miało sens. Jakbym przeczuwał to co niedługo się wydarzy. Że Cię zostawię i trzeba będzie się Tobą opiekować. Javier siedział ze spuszczonym wzrokiem. Dałbym sporo, by dowiedzieć się o czym teraz myślał. Wiem, że to do niego skierowałem te słowa by się Tobą opiekował. By mi to obiecał, jak Bask Baskowi.
Thiago wyszedł na chwilę z pomieszczenia, mówiąc, że musi skorzystać z łazienki, a tamta dwójka została sama.
- Wziąłeś sobie to do siebie, prawda? - Jose zwrócił się do Martineza. - Wiem, że jesteś szczerym i pomocnym chłopakiem, ale mam dziwne wrażenie, że tu chodzi o coś więcej.
- Nie rozumiem? - odezwał się w końcu.
- Sonia ci się podoba. Lubisz ją. Bardzo. - zaakcentował ściszonym głosem. - I nie ściemniaj mi, że nie, bo widziałem jak na nią patrzyłeś od początku. - dodał, a Javi poprawił się i oparł łokcie o kolana. - Nie mówię, że to źle, ale po prostu uważaj w tej sytuacji, okej? Wiesz o co mi chodzi. - powiedział i od razu zakończył temat, bo do pomieszczenia wpadły dziewczynki z prośbą, by ojciec rozdzielił im mocno ściśnięte ze sobą klocki. Niedługo wrócił również Thiago, a zaraz po nim dziewczyny. Usiadłaś na swoim wcześniejszym miejscu i posłałaś lekki uśmiech do Martineza, a on odpowiedział Ci tym samym. Pepe zawsze miał rację, odkąd pamiętam. Teraz też mógł ją mieć. Javi jakoś nigdy zbytnio tego nie okazywał, a co najważniejsze ja tego nie zauważałem. Reina zawsze widział więcej. Nie wiedziałem czy to dobrze czy źle, ale pomocnik opiekował się Tobą i za to byłem mu wdzięczny. Nie widziałem, by czegokolwiek w zamian oczekiwał. Robił to, bo mu zależało. Dopiero teraz sobie to uświadomiłem.
Siedzieliście oboje na plastikowych krzesełkach w poczekalni przychodni, do której chodziłaś. Razem z wami siedziały jeszcze dwie pary. Jedna kobieta w zaawansowanej już ciąży, a druga z prawie niewidocznym brzuszkiem. Obie trzymane za dłonie przez swoich mężczyzn, którzy je wspierali. Ciebie też wspierali. Ja Cię wspierałem. Wspierali Cię nasi przyjaciele i rodzina. A co najważniejsze miałaś wsparcie Javiera, który siedział tuż obok Ciebie w ciszy. Gdy zapytałaś go, czy z Tobą pójdzie, zgodził się bez zawahania, a teraz wiedziałem, że czuł się dziwnie. Nie trzeba być u ginekologa z nie swoją kobietą i dzieckiem, żeby tak się czuć. Gdy Nagore była w ciąży z Jontxu, ze mną było tak samo, chociaż już długo byliśmy parą i planowaliśmy wesele. Po prostu w środku to wszystko mnie przerażało. Nie wiedziałem czy sobie poradzę, czy będę dobrym ojcem, jak to będzie wyglądać... Ja byłem w stu procentach pewny, że Javi dałby sobie z tym radę. Wiem, że to może głupio zabrzmieć, ale gdybyś znów miała się z kimś związać, chciałbym by to był Martinez. Nie żebym wybierał za Ciebie, ale po prostu będę mu kibicował. Jeżeli zdecydujesz inaczej, chciałbym tylko by był to ktoś dobry dla Ciebie i naszego dziecka.
- Pani dos Santos? - Zaraz po jednej kobiecie, która wyszła z gabinetu, wyłoniła się młoda pielęgniarka, która pomagała pani doktor. Podniosłaś się i nałożyłaś torebkę na ramię.
- Wejdziesz ze mną? - Zapytałaś niepewnie, a on jakby został uderzony młotem, wstał i pokiwał głową. Weszliście do białego pokoju, gdzie przy biurku siedziała miła, starsza kobieta, do której byłaś zapisana. Przywitaliście się i usiedliście na krzesłach. Wymieniłaś kilka zdań z Panią doktor, która pytała o Twoje samopoczucie, studia i pracę, a dopiero później zaprosiła Cię na kozetkę na badanie. Javi siedział jak na szpilkach, gdy poszłaś się przebrać. Nie powinienem się śmiać, ale z tej perspektywy wyglądało to zabawnie.
- Możemy już przejść. - Powiedziała lekarka i podniosła się zza biurka, kończąc zapisywanie czegoś w karcie.
Piłkarz podniósł się i przeszedł za kobietą do drugiego pomieszczenia, gdzie już leżałaś z podwiniętą bluzką, a pielęgniarka przygotowywała sprzęt do USG. Posłałaś mu lekki uśmiech, by dodać mu otuchy, bo te jego nerwy można było wyczuć na kilometr. Stanął przy Tobie, a doktor nałożyła żel na sondę i przyłożyła ją do Twojego brzucha, a na ekranie pojawił się obraz. Oboje wpatrywaliście się w niego jak zahipnotyzowani. Ja z resztą też.
- Nie ma się czym martwić. Wygląda na to, że z dzieckiem wszystko w porządku. Rozwija się prawidłowo - mówiła. - Mogą państwo spojrzeć, widać dokładnie główkę. - Wskazała na zarysy maluszka na ekranie.
- Cudowny... - powiedziałaś, ciągle się uśmiechając. Spojrzałaś na Martineza, a on nie odrywał wzroku od ekranu. Nie dziwiłem się mu, w końcu widział na żywo coś takiego po raz pierwszy w życiu.
- Poznałam również już płeć - rzekła tajemniczo. - To zależy od państwa. Para przed wami zaczęła się o to kłócić. Mama nie chciała znać płci, a tato się upierał. Argumentował tym, że to ona później będzie się miesiąc zastanawiać na jaki kolor pomalować ściany w pokoiku - zaśmiała się. Znów spojrzałaś na Javiera. On tym razem spojrzał na Ciebie.
- Wiesz, że to do ciebie należy decyzja. - Ścisnął Twoją dłoń. - Możemy się wstrzymać na razie z malowaniem - zażartował.
- Nie... Chciałabym wiedzieć. - Skinęłaś głową i popatrzyłaś na Panią doktor. Sam chciałbym wiedzieć, ale jeżeli zadecydowałaby inaczej, zgodziłbym się z tym.
- Więc podpowiem państwu, że możecie planować samochodowy lub piłkarski pokój - powiedziała i podała Ci papierowe ręczniki, byś mogła wytrzeć dokładnie swój brzuch. Uśmiechnęłaś się szeroko, tak jakbyś właśnie tego oczekiwała.
- Będę miała synka... - szepnęłaś i spojrzałaś w stronę Javiera. - To chłopiec! - dodałaś, a on przytaknął.
Dostaliście nagranie na płytce z filmem z USG, które wiedziałem, że będziesz często oglądać. To naprawdę coś niesamowitego.
- Na wieść o chłopcu, zareagowałaś tak jakbyś to właśnie tego chciała. - Zauważył Javi, zmieniając bieg i skręcając na skrzyżowaniu.
- Gdyby to miała być dziewczynka, byłoby tak samo - zaśmiałaś się. - Ale racja... Chyba dlatego, że już wybrałam imię. Z dziewczynką miałabym więcej do namysłu.
- Można wiedzieć jakie? - zapytał chłopak, zerkając na Ciebie.
- Dowiesz się w swoim czasie. - Skinęłaś głową.
- No dobrze. Spróbuję nie zwariować z ciekawości - zaśmiał się. - Właściwie... Miałam jeszcze zapytać o jedną sprawę. Jak spędzasz święta? To już niedługo. - Zatrzymał samochód na światłach. Miał rację. Do świąt zostało dwa tygodnie, a sam nie wyobrażam sobie tego, że miałabyś je spędzić sama w czterech ścianach.
- Tak. Rozmawiałam już z rodzicami Xabiego i Nagore i postanowiłam, że jednak polecę do Madrytu. Sam słyszałeś, że wszystko jest w porządku, więc mogę podróżować.
- To dobrze. Gdybyś miała zostać tutaj, to wtedy mógłbym zabrać cię ze sobą albo również zostać. - Wzruszył ramionami jakby to nie było nic wielkiego. Spojrzałaś na niego i lekko się uśmiechnęłaś.
- Dziękuję, Javi. To było naprawdę miłe, ale lecę do Nagore i dzieciaków. Postanowiłyśmy im razem powiedzieć, że będą mieli rodzeństwo.
- Myślę, że to naprawdę świetnie, że trzymacie nadal kontakt i chcecie, by dzieci także go miały.
- Tak by było, gdyby Xabi nadal tu był - powiedziałaś cicho. - Będą rodzeństwem, więc powinni wiedzieć. I dziękuję, że ze mną pojechałeś.
- Nie ma sprawy. Zawsze do usług - odparł. - A teraz co powiesz na jakiś dobry obiad? Zapraszam.
- Tego nigdy nie odmówię - zaśmiałaś się, a on ruszył w kierunku Twojej ulubionej restauracji.
Przybywam, zostawiam rozdział i nawet nie sprawdzam ile minęło odkąd dodałam tu ostatni! :D