sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział II

  Pamiętam jak wtedy wyszliśmy z pubu, który obiecała zamknąć Twoja koleżanka ze zmiany, bo widziała, że na Ciebie czekam. Zaczęłaś wtedy opowiadać o dzisiejszym dniu w pracy, że był bardzo luźny, w porównaniu do kilku ostatnich wieczorów. Później mówiłaś o tym jak bardzo lubisz swoją pracę, bo pomimo wszystkiego, lubisz przebywać wśród ludzi. Zaraz po tym lekko się zmieszałaś i stwierdziłaś, że za dużo mówisz, choć ja wiedziałem, że mogę Cię ciągle słuchać. Zaprotestowałem i poprosiłem byś opowiedziała coś o sobie, ale Ty odbiłaś piłeczkę i zażyczyłaś sobie bym zrobił to pierwszy. No dobrze, ale od czego zacząć? Że rozwiodłem się kilka dni temu?
   - Jestem piłkarzem - uśmiechnąłem się lekko.
   - Znanym? - zapytałaś cicho.
   - Troszeczkę - zaśmiałem się, pokazując małą szparkę pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym.
   - Musisz mi wybaczyć, ale totalnie nie znam się na piłce i na piłkarzach. Gdybyś trafił na moją współlokatorkę, może by cię rozpoznała, bo ma bzika na punkcie nożnej. Tam gdzie ja się wychowałam, nie było na to czasu.. Ale wracając do mojej współlokatorki, zna chyba nazwiska wszystkich piłkarzy na świecie, a w szczególności z Brazylii, Włoch, Anglii i Hiszpanii. Tak mi mówiła.
   - Ja jestem z Hiszpanii - powiedziałem, ciągle patrząc na Ciebie.
   - Więc na pewno cię zna - Uśmiechnęłaś się. - Wiem, że jesteś Hiszpanem i grasz w piłkę, powiedz coś jeszcze! - Zatrzepotałaś rzęsami.
   - Gram w Realu i reprezentacji Hiszpanii, mieszkam w Madrycie, ale już od najmłodszych lat się przenosiłem. Trochę Kraju Basków, Katalonii, a nawet Anglia.
   - Można powiedzieć, że ci zazdroszczę, wiesz? - Uśmiechnęłaś się słodko. - Tyle zwiedziłeś i tyle zobaczyłeś.
   - Moja rodzina jest typowo piłkarska, więc bywałem tam i tu - Wzruszyłem ramionami. - Więc teraz ty coś powiedz o sobie - Uśmiechnąłem się do Ciebie.
    - Więc urodziłam się tutaj, ale wychowałam w małej miejscowości niedaleko i w sumie nie wiem co powiedzieć dalej.. - Skrzywiłaś się, a ja zdziwiłem. - To znaczy.. Zazwyczaj nowo poznanym ludziom wciskam kit o idealnej rodzinie. O ojcu inżynierze, matce byłej modelce i dziesięcioletniej siostrzyczce, kiedy tak naprawdę wychowałam się w domu dziecka prowadzonym przez siostry zakonne - Spuściłaś wzrok. Domyśliłem się, że był to dla Ciebie ciężki temat, ale ja się przez to nie zraziłem do Ciebie ani trochę. Wręcz przeciwnie. Dowiedziałem się, że jesteś skromną dziewczyną, która zawsze marzyła o czymś lepszym. - Później udało mi się tutaj dotrzeć, znalazłam pracę i mieszkanie, które dzielę z koleżanką.
   - Rozwiodłem się kilka dni temu i mam dwójkę cudownych dzieciaków - powiedziałem, a ty się lekko uśmiechnęłaś. Nie wiem czy się tego spodziewałaś czy to po prostu było po mnie widać, ale Cię to nie zaskoczyło.
   - Więc albo już po tym odreagowałeś albo... - zaczęłaś niepewnie.
   - Rozstaliśmy się z żoną w zgodzie - Przerwałem Ci, a wtedy stanęłaś, a ja nie wiedziałem o co chodzi.
   - To tutaj - zakomunikowałaś i spojrzałaś do góry w stronę okien kamienicy. - Tutaj mieszkam.
   - Dosyć blisko - powiedziałem, a w głębi liczyłem na dłuższy spacer.
   - No tak, ale.. - Rozejrzałaś się jeszcze i spojrzałaś na mnie. - Jutro mam wolny wieczór i jeżeli chciałbyś trochę pozwiedzać miasto, służę pomocą - uśmiechnęłaś się.
   - Będę zaszczycony - Kiwnąłem głową. - Osiemnasta, może być? - zapytałam, a Ty skinęłaś głową. Pożyczyłem Ci dobrej nocy, a Ty słodko się uśmiechnęłaś i zniknęłaś za dużymi, brązowymi drzwiami. Poszło chyba dobrze! Myślałem, że gdy powiem o rozwodzie i dzieciach, znikniesz, a Ty zaproponowałaś kolejne spotkanie!
  I tak było. Przyszedłem punktualnie, a nawet przed czasem. Miałem dla ciebie herbacianą różę, przez którą się zaczerwieniłaś, gdy Ci ją dawałem. Szliśmy przed siebie, ale Ty prowadziłaś. Pokazałaś mi takie zakątki Rio, których ponoć nie mógłbym znaleźć w przewodnikach. Później usiedliśmy niedaleko na plaży, nadal rozmawiając. Powiedziałaś, że lubisz dzieci, a zanim zaczęłaś pracę w knajpie, byłaś opiekunką. Chciałaś bym Ci opowiedział o Ane i Jonie, więc zacząłem nawijać, po czym oznajmiłaś mi, że jeszcze nigdy nie usłyszałaś jak mężczyzna tak pięknie opowiada o swoich dzieciach. Byłaś dobrą słuchaczką i mogłem ci opowiedzieć jeszcze mnóstwo rzeczy, ale musiałem wyznać jeszcze coś. Miałem tu być jeszcze tylko jeden dzień i musiałem wracać do Madrytu, do treningów i gry. Przyjęłaś to spokojnie, bo przecież znamy się praktycznie jeden dzień, ale chyba odrobinę posmutniałaś. Ja też, ale co mogłem poradzić? Przecież nie powiem Ci byś rzuciła wszystko dla starszego faceta, którego ledwo znasz... Zapytałaś mnie czy czasem zadzwonię i zapytam co u Ciebie. Znów dałaś mi tę nadzieję. Bez najmniejszego zastanowienia odpowiedziałem, że będę dzwonił tak często jak tylko będę mógł.

 I dzwoniłem. Nie zawsze to wychodziło, bo przeszkodą były różnice czasowe. Kiedy ja budziłem się rano, Ty dopiero zasypiałaś po drugiej zmianie w pubie, a kiedy ja wieczorem miałem trochę czasu, Ty byłaś w pracy lub odsypiałaś nocki. Czasami zadowalało mnie to, że rozmawialiśmy nawet głupie pięć minut. Potrafiłem się cieszyć z tego niczym małe dziecko.
  Wiem, że zaczęłaś się uczyć hiszpańskiego. Dla mnie. Wiem, że zaczęłaś interesować się piłką i oglądać mecze. Dla mnie. Wsypałaś się gdy zaczęłaś narzekać na to, że cały mecz przesiedziałem na ławce, a później złapałem kontuzję. Byłem przez to szczęśliwy, wiesz? Czas mijał, a ja przez zwykłe rozmowy telefoniczne lub video coraz bardziej się w Tobie zakochiwałem. Byłaś inna niż wszystkie i przestało mi przeszkadzać to, że jesteś ode mnie o 9 lat młodsza. Tobie też to nie przeszkadzało, bo w końcu nadal mieliśmy kontakt ze sobą.
  Mój stan zaczęli zauważać wszyscy dookoła. Chłopaki z klubu zaczęli mnie wypytywać co się dzieje, bo jestem jakiś inny.. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sam nawet złapałem się na tym, że zacząłem się zachowywać trochę jak te wszystkie młodziki, a nie jak trzydziestodwuletni mężczyzna. Pewnego dnia, gdy byłem w swoim dawnym domu, by spędzić całe popołudnie z dziećmi, najpierw one powiedziały mi, że się częściej uśmiecham, a później Nagore zaczęła mi drążyć dziurę w brzuchu czy czasem aby nikogo nie poznałem.. Poznałem, Ciebie! Wszystko wtedy zaczęło się kręcić wokół Ciebie, myślałem o Tobie i zastanawiałem się kiedy spotkamy się po raz kolejny.
    I nadarzyła się ku temu wspaniała okazja. Nie byłem powołany na rozgrywki Pucharu Konfederacji, który miał się odbyć własnie w Brazylii, przez starą i uciążliwą kontuzję, ale i tak postanowiłem tam polecieć. Najpierw spędziłem weekend z dzieciakami, a później wsiadłem w samolot i poleciałem do Rio. W końcu obiecałem Cię zabrać na mecz mojej ukochanej Hiszpanii.
Gdy się spotkaliśmy, wpadłaś mi w ramiona i ucałowałaś w policzek, jakbyśmy się nie widzieli od kilku lat, a przecież od naszego ostatniego spotkania minęło niecałe trzy miesiące. Zaczęło Ci zależeć tak samo jak mnie. Zjedliśmy razem obiad, ciągle o czymś opowiadając i śmiejąc się z różnych głupot. Byłem wtedy prawie pewny, że ktoś nas obserwuje, robi zdjęcia i za chwilę będziemy mogli się znaleźć na stronach plotkarskich. Szczerze, miałem to gdzieś...
  Pojechaliśmy znów na lotnisko by wsiąść w samolot do Recife, gdzie Hiszpanie mieli stoczyć swój pierwszy bój z Urugwajem. Gdy byliśmy już przy bramkach, zobaczyłem przerażenie na Twojej twarzy. I dopiero teraz przyznałaś mi się, że boisz się latać samolotami.. Mecz miał odbyć się za cztery godziny, a jeżeli chcielibyśmy tam pojechać samochodem, podróż trwałaby półtora dnia. Złapałem Cię wtedy za dłoń i powiedziałem, że w razie czego jestem tam z Tobą. Uśmiechnęłaś się lekko i zgodziłaś. Wsiedliśmy na pokład i zajęliśmy swoje miejsca. Ty praktycznie wbiłaś się w fotel przy oknie, nawet nie ruszając palcem. Było to odrobinkę zabawne, ale i słodkie. Kiedy głos z głośników kazał nam zapiąć pasy, zaczęłaś się z nimi mocować i szarpać, ale ja na spokojnie Ci z nimi pomogłem, po czym ująłem Twoją dłoń, ucałowałem jej wierzch, patrząc wprost w Twoje oczy i ją uścisnąłem. Uspokoiłaś się i później już było tylko lepiej.
   Dotarliśmy na stadion i zajęliśmy swoje miejsca na trybunach. Byłaś podekscytowana. Wcześniej oglądałaś z koleżanką mecze tylko w telewizji, a teraz siedziałaś ze mną na prawdziwym stadionie i miałaś oglądać mecz na żywo. Gdy chłopaki wyszli na boisko, chciałaś bym opowiedział coś o każdym z mojej hiszpańskiej drużyny. Był tam Iker, Arbeloa, Ramos, Pique, Alba, Xavi, Busquets, Iniesta, Pedro, Soldado i Cesc. Powiedziałem Ci o każdym. Gdzie gra, jaki według mnie jest. Słuchałaś i obserwowałaś wszystkich na boisku. Dobrze się bawiłaś i cieszyłaś razem ze mną z pierwszego gola dla Hiszpanii, którego zdobył Pedro. Następną bramkę strzelił Roberto i podwyższył wynik do 2:0. Zerwaliśmy się z całą trybuną, a gdy już usiedliśmy, patrzyliśmy na siebie przez chwilę.
   - Xabi.. - szepnęłaś, a ja czekałem co powiesz dalej. - Pocałuj mnie - dokończyłaś, a ja poczułem jak ogarnia mnie przyjemne ciepło. Ująłem Twoją twarz w dłoniach i delikatnie musnąłem Twoje wargi. Czułem się tak, jakbym czekał na to od wieków. - Chyba przestał interesować mnie ten mecz - powiedziałaś nieśmiało, przygryzając dolną wargę.
  Hotel był zarezerwowany już wcześniej. Dwa pokoje, ale.. Wystarczył nam tylko jeden. To nie tak, że tylko na to czekałem, bo tak nie było! Kiedy Suarez strzelał gola Hiszpanom, my... Całowaliśmy się.
  Rano powiedziałaś mi, że to dla ciebie coś nowego i za razem cudownego, budzić się w ramionach wspaniałego mężczyzny. Dodałaś, że wcześniej natrafiałaś na samych dupków, którzy dowiadując się o tym, że jesteś z domu dziecka, wyczytywali na Twoim czole "przeleć mnie i ucieknij nad ranem". Nigdy bym nie uciekł.
 Przy śniadaniu opowiedziałaś mi, że wcale nie miałaś zamiaru do mnie dzwonić, bo byłaś prawie pewna, że będę kolejnym palantem, który myśli tylko o jednym. Zraniłaś tym, ale postanowiłem od razu wybaczyć. To Twoja współlokatorka namówiła Cię prawie siłą do wykonania tego telefonu, a gdy odprowadzałem Cię do domu, cały czas szła za nami, robiąc za Twoją obstawę "w razie czego". Później piszczała pół nocy, bo spotkałaś się z TYM Xabim z Realu.
I wtedy nagle zapytałem czy polecisz ze mną do Madrytu i tam już ze mną zostaniesz. Zamilkłaś na kilka chwil i zamyśliłaś się. Spojrzałaś na mnie i... I się zgodziłaś.

***
Lubię to opowiadanie, naprawdę! Pokochałam "moją" wersję Xabiego i jego młodszej sympatii. Mogę dodać, że to ostatni rozdział z serii "wspominki". 
W następnym przenosimy się do "opowiadaniowej teraźniejszości"! :)

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział I

marzec 2013 r.
  Kiedyś z Nagore byliśmy nazywani tą idealną parą. Tą przykładną rodziną, perfekcyjnie wyglądającą na zdjęciach, zawsze gustowni i eleganccy.
  A teraz? Kto pomyślałby, że ten Xabi z Realu i wiecznie czarująca Nagore nie są już małżeństwem? Te wszystkie portale plotkarskie czy gazety po prostu huczały o fakcie, że się rozwodzę. Wymyślali miliony powodów.. Jedni pisali, że miałem romans z jakąś modelką, której nazwiska nigdy wcześniej nie słyszałem, drudzy, że to Nagore dorobiła mi rogi z instruktorem fitnessu, a jeszcze kolejni, że poszło o jakieś spadki po krewnych.. Naprawdę, ludzie mają wybujałą fantazję, a prawda wcale nie była aż tak bardzo skomplikowana. Czy teraz potrzebna jest jakaś zdrada by się rozwodzić? Czy ludzie nie mogą z czasem zdać sobie sprawy z tego, że jednak to nie było to? Z nami sprawa była jasna, zaczęliśmy się od siebie oddalać, spędzać coraz mniej czasu i praktycznie wcale nie rozmawiać na osobiste tematy. Tylko dom, dzieci, praca. Pewnego wieczoru, gdy usiedliśmy razem, chcąc w końcu wyjaśnić sobie kilka spraw.. I od jednego, i od drugiego wyszło to samo, więc postanowiliśmy sobie dać wolną rękę. Gdyby ktoś mnie teraz zapytał czy żałuję tego związku, od razu odpowiem, że nigdy bym tak nawet nie pomyślał. Spędziłam naprawdę kilka cudownych lat z tą kobietą, która urodziła mi dwójkę najwspanialszych dzieci na świecie.
  Po tym wszystkim dostałem z klubu kilka dni wolnego, choć czułem, że wcale ich nie potrzebowałem. Nie byłem załamany ani podburzony, jak to zwykle bywa po rozwodach.. Oczywiście, co wiem z filmów albo od doświadczonych przez los kolegów! Jednak jeżeli dają, to grzech nie skorzystać.
 Postanowiłem polecieć do Brazylii, do Rio, gdzie mieszkał mój dawny przyjaciel. Od dawna mnie zapraszał, a teraz miałem okazję do tego by go odwiedzić i może jeszcze trochę pozwiedzać.
  Gdy przyleciałem, Carlos od razu zabrał mnie na paradę. W końcu był to okres karnawału! Zdążyłem tylko wziąć szybki prysznic i włożyć na siebie świeże ubrania, bo niedługo później siedzieliśmy już w przytulnej knajpce, degustując się tamtejszymi trunkami. Na ogromnym ekranie widzieliśmy transmisję na żywo pochodu, który niedługo miał przejść ulicą obok tego miejsca. Byli tam przeróżni przebierańcy, orkiestry i przede wszystkim skąpo ubrane panny tańczące w rytm muzyki, na których każdy mężczyzna zatrzymywał swój wzrok.
 W pewnym momencie większość osób w lokalu się poderwała by wyjść na zewnątrz i zobaczyć przebierańców na żywo. Oczywiście byłem także pociągnięty tam przez Carlosa. Znalazłem się w tłumie ludzi, którzy przeciskali się przez wąskie drzwi pubu, kiedy ktoś po prostu na mnie wpadł. Ale nie tak po prostu obił się o mnie, a wpadł z wielką siłą, która powaliła mnie na podłogę. Oprzytomniałem dopiero po chwili i wtedy zauważyłem przed sobą duże, brązowe i magiczne oczy dziewczyny, która całą sobą na mnie leżała. Twoje oczy, to byłaś Ty. Miałaś mały, zgrabny nosek, pełne usta, które w tym momencie zaciskałaś w jedną, wąską linię i długie, ciemne włosy. Za chwilę pare osób obok zaczęło nam pomagać wstać, pytać czy wszystko w porządku i zanim się zorientowałem, Ciebie już nie było. Jedyne co jeszcze zdołałem zauważyć to był krótki, czarny fartuszek z logiem tego pubu.
  Przez tę sytuację nie mogłem zasnąć, a gdy jednak udało mi się przymknąć oczy, widziałem Ciebie. Następnego ranka opowiedziałem o tym przyjacielowi, który w pierwszej chwili mnie wyśmiał, a później zapytał czy ja tak na poważnie.. Oczywiście, że byłem poważny! Zawsze jestem, szczególnie w takich sytuacjach! A najciekawsze jest to, że jeszcze w szkole średniej, powiedziałem sobie, że kobietą mojego życia będzie ta, która zwali mnie z nóg! Wtedy to nie miało być dosłownie, no ale..
 Carlos wieczorem zaciągnął mnie znów do tej knajpy i grzecznie czekaliśmy aż się pojawisz. I się udało! Przyszłaś i stanęłaś za barem. Wtedy mogłem Ci się lepiej przyjrzeć.. Byłaś taka piękna, zgrabna, drobna, a przede wszystkim bardzo młoda! Wmawiałem sobie, że powinienem odpuścić, bo wyglądałaś na jakieś 22 lata! Gdzie taka dziewczyna zainteresowałaby się starym rozwodnikiem? Powiedziałem o tym Carlosowi, ale ten się tylko zaśmiał i zawołał Cię, pod pretekstem zamówienia. Podeszłaś, uśmiechnęłaś się i zapytałaś co podać, a dopiero po chwili spojrzałaś na mnie. Na Twoich policzkach wymalowały się rumieńce i lekko spuściłaś wzrok.
   - Poprosimy dwa piwa i.. - zaczął Carlos po portugalsku, bazgroląc coś na serwetce. - I to numer mojego kolegi - wyszczerzył się, wręczając ją Tobie. Przytaknęłaś grzecznie, jeszcze raz na mnie nieśmiało spojrzałaś i gdy wracałaś za bar, schowałaś świstek do kieszonki fartuszka.. Byłem całkowicie pewny, że będziesz miała to w nosie i nie zadzwonisz, ale jednak.. Zadzwoniłaś.

   Obudziłem się wtedy przed południem i czułem się tak jakbym dzień wcześniej przenosił góry.. Wstałem bardziej zmęczony niż kładłem się spać. Wyszedłem ze swojego tymczasowego pokoju i zająłem łazienkę, a później przygotowałem sobie kawę. Całe mieszkanie miałem do swojej dyspozycji, bo Carlos pracował od rana do popołudnia. Usiadłem przy stole z kubkiem i przysunąłem sobie gazetę, która tam leżała. Przejrzałem ją tylko powierzchownie, bo jakoś specjalnie nie znam portugalskiego. I wtedy rozdzwonił się mój telefon.. W pierwszej chwili pomyślałem, że to Carlos sprawdza czy czasem nie demoluje mu mieszkania. Żartowniś jeden.. Ale okazało się, że dzwonił nieznajomy numer. Odebrałem i usłyszałem słodki damski głos. Zrozumiałem tylko "Sonia", po czym odpowiedziałem jedno jedyne zdanie, którego nauczył mnie Carlos w tutejszym języku.
   - Przepraszam, nie mówię po portugalsku. - wydukałem, a w słuchawce usłyszałem Twój cichy śmiech.
   - Angielski? - zapytałaś.
   - W porządku. - odparłem.
   - Jestem Sonia, ta z baru. Twój kolega dał mi wtedy twój numer. - mówiłaś, a na mojej twarzy automatycznie wymalował się szeroki uśmiech. Gdybyś mnie wtedy zobaczyła, pomyślałabyś, że nie jestem do końca normalny. - Na początku pomyślałam, że to jakiś głupi żart, ale koleżanka namówiła mnie bym jednak zadzwoniła.
   - W takim razie twoja koleżanka bardzo dobrze zrobiła. Cieszę się, że zadzwoniłaś! Wiele to dla mnie.. - I się zaciąłem. Cholera, Xabi! Rozmawiasz z tą dziewczyną po raz pierwszy i już chcesz rzucać takimi tekstami? - To znaczy, jestem Xabi - Zmieszałem się troszeczkę.
   - Bardzo mi miło, Xabi. - zachichotałaś, a ja teraz już nie wiedziałem co odpowiedzieć. Peszyłem się! - I chyba powinnam przeprosić.. - zaczęłaś, a ja zmarszczyłem czoło. Nie wiedziałem o czym mówiłaś..
   - Przeprosić? Za co?
   - Wpadłam na ciebie dwa dni temu, nie pamiętasz? Ktoś z tłumu mnie popchnął i wylądowałam na tobie. Mam nadzieję, że nic ci się nie stało. - wyjaśniłaś, a mnie od razu olśniło.
   - Nie, nie, wszystko w porządku. - podrapałem się po rudej brodzie. - Soniu, tak sobie myślę.. Masz może wolny wieczór? - wypaliłem, zamykając od razu oczy i czekając na jej odpowiedź.
   - Na ten dzisiejszy niestety mam już plany.. - mruknęłaś cicho, a ja od razu uświadomiłem sobie, że to o czym wczoraj pomyślałem było prawdziwe. Co ja sobie wyobrażałem? Na pewno nie interesują Cię starsi faceci! - I to nie zależy ode mnie, bo pracuję. - dodałaś, a ja otworzyłem oczy, znajdując ziarnko nadziei. - Kończę dopiero po jedenastej, ale jeżeli byś poczekał, mógłbyś mnie kawałek odprowadzić. - powiedziałaś nieśmiało, a ja wtedy jeszcze szerzej otworzyłem oczy i miałem wielką ochotę by wydać okrzyk radości.
   - W takim razie, jesteśmy umówieni? - upewniłem się.
   - Chyba tak. - odparłaś. - Przepraszam, ale muszę już kończyć. Do zobaczenia.
   - Do wieczora. - odparłem i usłyszałem sygnał przerwanego połączenia. Odskoczyłem od stołu niczym opętany z miną szaleńca, czując się jakbym właśnie strzelił bramkę, która w ostatnim momencie zadecydowała o zwycięstwie mojej drużyny. Zacząłem wyginać się w różne strony, nucąc sobie przy tym, kiedy usłyszałem jak drzwi się otwierają i w progu staje właściciel mieszkania.
   - Matko moja kochana.. To ja już wiem dlaczego Nagore się z tobą rozwiodła. - Carlos zrobił dziwną minę, mierząc mnie wzrokiem od dołu do góry. - Po raz pierwszy, można ująć, że widzę cię w takim stanie.. - dodał, a ja od razu się wyprostowałem, robiąc już poważną minę.
   - Wcześniej wróciłeś. - zauważyłem, drapiąc się po nosie.
   - Skończyliśmy wcześniej projekt i szef dał nam wolne do końca dnia. Myślałem, że zabiorę starego przyjaciela na plaże, na "polowanie".. Stało się coś? Wygrałeś na loterii?
   - Dziewczyna z baru zadzwoniła. - powiedziałem najspokojniej jak potrafiłem.
   - I jak?! Umówiłeś się z nią? - wyszczerzył się mężczyzna.
   - Można tak to ująć. - kiwnąłem głową, a on zaczął się ze mnie śmiać i poklepał mnie po plecach, mówiąc, że jednak nie zapomniałem jak to się robi, by umówić się z kobietą.
  Późnym wieczorem, gdy wychodziłem z mieszkania, oczywiście zostałem wyśmiany za wylanie na siebie połowy wanny pachnideł i wystrojenie się, a ja przecież tylko miałem na sobie jeansy i białą koszulę z długimi rękawami, a wodą kolońską prysnąłem na siebie raz albo dwa. Przyjaciel i tak miał swoją wersję..
 Wszedłem do knajpy i zauważyłem, że byłaś na sali i zbierałaś zamówienia, wiec od razu usiadłem na wolnym miejscu przy barze i czekałem aż wrócisz. Gdy już to nastąpiło, uśmiechnęłaś się lekko do mnie i zapytałaś czy coś mi podać. Zamówiłem tylko colę i pozwoliłem Ci spokojnie pracować, wbijając wzrok w telewizor, w którym leciał akurat mecz ligi brazylijskiej. Gdy mnie mijałaś, ciągle posyłałaś mi nieśmiałe uśmiechy, a ja odpowiadałem tym samym. Nie mogłem doczekać się momentu zamknięcia knajpy.