Pierwsze święta,
podczas których nie szukam na bazarze idealnego drzewka, nie ozdabiam go z
dzieciakami, nie pomagam w porządkach i w kuchni. Tylko i wyłącznie przyglądam
się wszystkiemu z boku. W Wigilię przygotowywałyście z Nagore potrawy na
kolację, na której mieli się także zjawić jej rodzice. Ane w tym czasie obok
was kolorowała świąteczne obrazki, a Jon bawił się nowym samochodem na baterie.
Trochę później
wybraliście się wszyscy do miasta, by zobaczyć główny pochód parady. Mnie
jakakolwiek parada będzie się kojarzyła z tym dniem, gdy poznałem Ciebie. Też
musiałaś o tym pomyśleć, bo gdy staliście w tłumie, widziałem jak patrzysz
przed siebie z lekkim uśmiechem i trzymasz delikatnie dłonie na brzuchu.
Pamiętam to jakby to było wczoraj. Byłaś
kobietą, która dosłownie i w przenośni „zwaliła mnie z nóg”, początkowo chciała
dać kosza, ale jednak tego nie zrobiła. To wszystko musiało się po prostu
wydarzyć, byśmy oboje przez ten czas byli szczęśliwi.
Kolacja przeminęła
w świątecznej atmosferze, po której dzieciaki szybko poszły spać. Towarzystwo
rodziców byłej żony swojego martwego faceta mogło wydawać się dziwne, ale nie
tu. Nie było osoby, która by Cię nie lubiła. Nie dało się. Jesteś typem, który
przyciąga do siebie ludzi, którzy od razu się w Tobie zakochują. Jesteś otwartą
i zawsze radosną dziewczyną, która zasługuje na wszystko co najlepsze i ja
wiedziałem to od samego początku. Mama Nagore od raz rozpoznała to, że jesteś w
ciąży, ale powiedziała to dopiero po tym jak dzieciaki poszły na górę. To był
dobry krok, nie zaczynając przy nich tego tematu, bo na razie nic nie
wiedziały. Przyznałaś rację, a ona zaczęła delikatnie pytać który to miesiąc i
czy wiedziałem o tym przed wypadkiem. Nie wiedziałem. Gdybym wiedział, to
wszystko nie miałoby miejsca… Z resztą? Moje paplanie nic nie było warte.
Jeżeli miałby się to stać, stało by się. To nie zależało ode mnie.
Następnego
wieczoru, gdy pożegnaliście dziadków Ane i Jona, całą czwórką.. A właściwie to
piątką, leżeliście w głównej sypialni, oglądając telewizję, ubrani już w piżamy
i opatuleni kocami.
- Mamo,
możemy tu dziś spać? – zapytała śpiąca dziewczynka, gdy Nagore wyłączyła
telewizor po zakończonej bajce.
- Właściwie
to tak – odpowiedziała, uśmiechając się do córki.
-
Przeczytaj nam coś. – Jontxu zwrócił się do Ciebie, a Ty spojrzałaś na Nagore.
– Prosimyyyyy!
- No
dobrze, ale może dla odmiany opowiemy wam z mamą pewną historię, okej? –
zaproponowałaś, a dzieci jednocześnie pokiwały głowami. Nagore ułożyła się na
boku, by widzieć dzieciaki i Ciebie. Leżałyście na obu końcach łóżek, mając
między sobą Ane i Jona. Usiadłem na fotelu w kącie pokoju z zamiarem
posłuchania tego, co macie im do powiedzenia.
-
Pamiętacie jak opowiadałam wam z tatą o tym skąd biorą się dzieci? – zapytała
szatynka.
-
Kobieta i mężczyzna muszę się bardzo kochać! – wypalił mój syn.
- I
później jest dzidziuś! – zawołała Ane.
-
Dokładnie. – Nagore skinęła głową. – I jak wiecie, Sonia była dziewczyną taty –
dodała. Pamiętam jak tłumaczyliśmy dzieciom nasz rozwód, że nie będziemy już
razem mieszkać, ale nadal będziemy się widywać, że ja i mama będziemy tylko
przyjaciółmi, że oboje bardzo ich nadal kochamy i nigdy nic to nie zmieni. Później
trzeba było im wytłumaczyć, że ich tato ma nową dziewczynę, Ciebie. Jontxu
zapytał mnie wtedy czy będę miał nową rodzinę i o nich zapomnę. Zabrałem go na
kolana i szczerze odpowiedziałem, że oni zawsze będą moją rodziną i to nic nie
zmienia, po prostu zakochałem się w innej kobiecie.
- I
właśnie wasz tato i ja, bardzo się kochaliśmy zanim odszedł, ale wiecie co
postanowił nam pozostawić? – Uśmiechnęłaś się szeroko. Dzieciaki popatrzyły
najpierw na Ciebie, później na swoją matkę i znów na Ciebie.
- Dzidziusia?
– Ane zapytała niepewnie po dłuższej chwili, a Ty pokiwałaś głową. Oczy
dziewczynki od razu szerzej się otworzyły, a twarz rozpromieniała. – I jest
tutaj?! – Wskazała na Twój brzuch i spojrzała na Nagore. – Naprawdę?
- Tak,
słońce. Będziecie mieli rodzeństwo.
- A
dokładnie brata – dodałaś.
- Ale
czad! – zawołał Jon, a wy zaśmiałyście się. Przez całe święta używał tego
słowa, które ponoć wyniósł od kolegów ze szkoły. Ane i Jon należeli do tych
inteligentnych dzieciaków, które wszystko rozumiały, szczególnie jeżeli chodzi
o takie sprawy jak teraz. To naprawdę ułatwiało wszystko. Bywały przypadki,
gdzie dzieci różnie przechodziły rozwody rodziców, nowe rodzeństwo czy utratę
kogoś bliskiego. One po prostu były dzielne i tryskałem przez to dumą. Maluchy
zaczęły opowiadać o tym jak będą pokazywać nowemu bratu swoje zabawki i ich
ulubione miejsca. Ane przyłożyła ucho do Twojego brzucha, ale jednak
stwierdziła, że niestety nic nie słyszy. Obiecałaś jej, że za kilka tygodni
zobaczy jaki jej nowy braciszek będzie duży i poczuje jak kopie. Cała ta
ekscytacja trwała do momentu aż wszyscy zasnęliście, całą czwórką na jednym
dużym łóżku. Wszystkie najważniejsze dla mnie osoby - razem.
Gdy się obudziłaś
Nagore już nie było. W łóżku słodko spały dzieci i nawet nie miały zamiaru się
budzić. Podniosłaś się i prowizorycznie przeczesałaś włosy palcami. Po cichu
wyszłaś z pokoju i zeszłaś na dół, gdzie w kuchni królowała już pani domu.
Przywitałaś się i usiadłaś na wysokim krześle przy blacie wysepki. Nagore od
razu podsunęła Ci kubek z gorącą czekoladą, a sama przygotowała sobie kawę.
- Jak
spałaś? – zapytała.
-
Zaskakująco dobrze. – Przeciągnęłaś się.
-
Korzystaj póki możesz. Później zaopatrzymy cię w specjalną poduszkę. – Puściła
Ci oczko i upiła łyk kofeiny. – Dzieciaki dobrze przyjęły wiadomość o bracie.
- I
bardzo się cieszę z tego powodu. To było miłe, gdy Ane od razu pomyślała o
rodzeństwie – Byłaś w tym momencie naprawdę zadowolona i szczęśliwa. Wiem, że w
takich chwilach brakowało Ci mnie, ale wiedziałem, że ze wszystkim dasz sobie
radę.
-
Będzie dobrze, zobaczysz. – Uśmiechnęła się. – Właściwie, masz może już plany
na jutrzejszy wieczór? – zapytała niepewnie.
-
Raczej nie. Zabukowałam bilet dopiero na pojutrze. Czemu pytasz?
-
Pomyślałam sobie, że może zostałabyś z dzieciakami? Nie musiałabym dzwonić po
opiekunkę.
-
Szykuje ci się randka? – zażartowałaś, a Nagore jakby automatycznie się
zarumieniła. – Naprawdę?! – Uśmiechnęłaś się szeroko. – Kto to taki? –
zapytałaś uradowana. Ja sam nie wiedziałem czy byłem zaskoczony czy zadowolony.
To i to. Cieszyłem się, że Aranaburu ruszyła naprzód. W końcu po naszym
rozwodzie to ja pierwszy kogoś znalazłem. Zawsze chciałem by była szczęśliwa,
bo była jedną z najważniejszych dla mnie osób.
- Przeniósł
się niedawno do Madrytu. Pracujemy razem. Poza pracą, spotkaliśmy się już dwa
razy… To naprawdę świetny facet! Dwa lata temu rozwiódł się z żoną i ma
siedmioletniego synka.
-
Jeżeli go lubisz… I będę go mogła jakoś zobaczyć, po cichu ocenić, to tak,
zostanę – powiedziałaś. – Cieszę się, że zaczyna ci się układać. Trzeba żyć dalej i walczyć o swoje szczęście.
- Życie
po prostu się toczy, a sama chcę by moje dzieci miały pełną rodzinę. Nie
wiem czy akurat to ten facet, ale chcę spróbować. Żaden człowiek nie powinien
być sam. – Wzruszyła ramionami, a Ty wbiłaś wzrok w swój kubek z gorącą
czekoladą. Moja była żona miała rację. Taka była kolej życia. Ludzie odchodzili
i przychodzili nowi. Chciałem byś sobie kiedyś ułożyła życie na nowo i miała
cudowną rodzinę.
Siedziałaś na
kanapie opatulona kocem z laptopem i kubkiem owocowej herbaty. Pisałaś z
koleżanką ze studiów. Często żartowałyście, bo ciągle się uśmiechałaś do
ekranu. Uwielbiałem ten widok. Na szczęście stawał się coraz częstszy.
Właśnie minęła dziesiąta. Nagore jeszcze nie było, a dzieciaki już dawno spały. Nie miałaś problemu z ich położeniem, bo przeczytaniu bajki od razu położyły głowy do poduszek. Miałaś czas dla siebie.
Właśnie minęła dziesiąta. Nagore jeszcze nie było, a dzieciaki już dawno spały. Nie miałaś problemu z ich położeniem, bo przeczytaniu bajki od razu położyły głowy do poduszek. Miałaś czas dla siebie.
Nagle na ekranie
pojawiła się mała ikonka z powiadomieniem o połączeniu wideo, przez którą
uśmiechnęłaś się jeszcze szerzej. Nacisnęłaś na guzik z kamerką i automatycznie
zobaczyłaś przed sobą piłkarza w białym podkoszulku i mokrymi włosami.
- Myślałem,
że będziesz już spać – powiedział, podpierając się na łokciu i wpatrując w Twój
obraz.
-
Staram się nie zasnąć dopóki Nagore nie wróci. Wyobraź sobie, że wyszła na
randkę! – odpowiedziałaś radośnie.
- I
oczywiście musisz ją o wszystko wypytać? – zaśmiał się. – Fajnie słyszeć, że
kogoś ma.
-
Właśnie. Ten cały Roberto wydaje się naprawdę w porządku. - Przystojny, elegancki
facet z klasą i filmowym uśmiechem. Gdy przyjechał, Aranaburu była jeszcze na
górze, wiec otworzyłaś. W progu stał wysoki szatyn w okularach, w ciemnych
spodniach, białej koszuli i czarnym płaszczu. Od razu założył, że masz na imię Sonia,
czyli Nagore musiała mu sporo opowiadać. Przedstawił się i zgodził chwilę
poczekać. Poznał dzieciaki, które w tym momencie przybiegły do Ciebie z salonu
by pochwalić się rysunkami. Znał ich imiona i był dla nich bardzo
przyjacielski.
- Hej,
hej. Nie rozpędzaj się tak. To facet dla Nagore – zażartował.
-
Spokojnie. Mój jedyny jest tutaj ze mną. – Uśmiechnęłaś się lekko i pogładziłaś
po brzuszku. – A ty już wróciłeś?
- Tak,
dziś rano. W sumie to cieszyłem się na powrót. Te kilka dni z moją rodziną,
mamą i wszystkimi ciotkami to naprawdę katorga. – Pokręcił głową. – A ty kiedy
wracasz?
- Ale
dałeś radę. Jesteś naprawdę dzielny – zaśmiałaś się. – Jutro wieczorem mam
samolot.
- Daj
znać, to po ciebie wyjadę – powiedział, a Ty już otwierałaś buzię by coś
odpowiedzieć. – I nie, nie będziesz się tłukła taksówkami – dodał, a Ty
pokręciłaś głową. Pewnie w głębi myślałaś o tym jaki był uczynny i kochany.
Mogłaś tak myśleć o nim, pozwalałem.
-
Dziękuję – odpowiedziałaś.
-
Zawsze do usług. – Ukłonił się zabawnie. – A jak dzieciaki zareagowały na wieść
o braciszku? – zapytał i upił odrobinę wody ze szklanki.
- Było
dobrze. – Uśmiechnęłaś się. – Nawet bardzo. Nie myślałam, że pójdzie tak lekko.
Ucieszyły się. Wiesz, poczułam się o wiele lepiej po tym. Gdzieś tam jednak
wcześniej bałam się ich reakcji.
- Można
by powiedzieć, że to tylko dzieci, a znaczą tak wiele, prawda?
- Żebyś
wiedział. Przez nie już sama nie mogę się doczekać kiedy mój synek będzie już
ze mną. – Uśmiechnęłaś się szeroko. Byłaś szczęśliwa, więc ja też byłem.
Kochałem Twój uśmiech. Przez niego sam nie potrafiłem przestać się uśmiechać.
Był zaraźliwy. Twoje szczęście było. Gdy byłaś rozpromieniona, cały świat był.
-
Trochę jeszcze na to poczekamy, ale spokojnie. Wszyscy postaramy ci się ten
czas urozmaicić.
- A
później będziecie też zmieniać pieluszki? – zażartowałaś.
- Do
tego jeszcze nie doszliśmy, ale Yolanda i Julia na pewno się zgodzą! –
Rozbawiony pokręcił głową.
-
Wygodniś! – Wywróciłaś oczami. – Pójdę się już położyć. Dobranoc, Javi.
- Śpij
dobrze. Dobranoc. – Uśmiechnął się, a Ty jeszcze pomachałaś i zamknęłaś
komputer. Odłożyłaś go oraz kubek na stolik i wstałaś z kanapy. Zgasiłaś
wszystkie światła i ruszyłaś w stronę schodów. Ciągle się uśmiechałaś. Teraz
zdałem sobie sprawę, że ostatnio ciągle tak było po rozmowach z Martinezem.
Wyszłaś po schodach na piętro i jeszcze zajrzałaś do pokoju Jona, który spał i obok do Ane, przy której łóżku nadal tliła się maleńka lampka w kształcie gwiazdki. Zostawiłaś uchylone drzwi i weszłaś do pokoju naprzeciw. Zaświeciłaś lampkę przy łóżku i zabrałaś piżamę, by się w nią przebrać. Stanęłaś jeszcze przed dużym lustrem i spojrzałaś na siebie.
Wyszłaś po schodach na piętro i jeszcze zajrzałaś do pokoju Jona, który spał i obok do Ane, przy której łóżku nadal tliła się maleńka lampka w kształcie gwiazdki. Zostawiłaś uchylone drzwi i weszłaś do pokoju naprzeciw. Zaświeciłaś lampkę przy łóżku i zabrałaś piżamę, by się w nią przebrać. Stanęłaś jeszcze przed dużym lustrem i spojrzałaś na siebie.
-
Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedziałaś, utwierdzając mnie w
przekonaniu, że jesteś najsilniejszą i najdzielniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek
poznałem.
No właśnie, patrząc wyżej... Nikt nie zna dokładnych myśli Sonii. Ktoś może ma jakiś pomysł na nie? ;)
I wiecie co? Raz przysiadłam i skończyłam pisać całe opowiadanie. Jeszcze dwa rozdziały i epilog :)
Johan Cruyff [*]
Johan Cruyff [*]
Jak Ty to robisz, co? Z każdym rozdziałem wylewam choć kilka łez! Niezwykle poruszasz tym opowiadaniem, za co chciałabym Ci serdecznie podziękować, kochana. ;*
OdpowiedzUsuńNa tym blogu nadzwyczaj często roniłam łzy, bo historia jest naprawdę świetna. Cieszę się, że wszystko zaczyna się powoli układać, tylko mniej cieszę się z tego, że jeszcze chwila i koniec.. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i do następnego ;*
Przepiękne. Dzieciaki są wspaniałe i naprawdę super, że przyjęły tą wiadomość dobrze. Zresztą Nagore też zyskała moją sympatię, bo super ją przedstawiasz. W ogóle ten krok na przód i nowy partner byłby świetną perspektywą dla niej. A co do Javiego i głównej bohaterki... No, no.
OdpowiedzUsuńRozdział niby taki szczęśliwy, ale dla mnie nadal to wszystko jest smutne.. Dla Sonii wszystko zaczyna się układać, wiec to na pewno jakieś plusy, a na dodatek ten Javi :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość :)
Znów cudowny rozdział na którym musiałam uronić kilka łez ;) Nie wiem jak to robisz, że zawsze się tak dzieje. Mam nadzieję, że następny będzie szybko, życzę weny i czekam ❤
OdpowiedzUsuńTen rozdział... Mam do niego mieszane uczucia. Z jednej strony jest mi cholernie smutno, a z drugiej strony mam szerokiego bana, bo coś dodałaś i jest to tak piękne, że po prostu... Lubię Twój styl pisania. O.
OdpowiedzUsuńFajnie, że dzieciaki dobrze przyjęły wieść o nowym bracie. (A tu nagle jebut, i siostra)
Jestem ciekawa, czy Roberto coś narozrabia :P
To opowiadanie od początku było w jakimś stopniu smutne. I nie piszę tego dlatego, że mi się nie podoba tylko, że tak wiele uczy.. W sumie można by rzec, że jest takie realne. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuń