czwartek, 24 marca 2016

Rozdział IX

   Pierwsze święta, podczas których nie szukam na bazarze idealnego drzewka, nie ozdabiam go z dzieciakami, nie pomagam w porządkach i w kuchni. Tylko i wyłącznie przyglądam się wszystkiemu z boku. W Wigilię przygotowywałyście z Nagore potrawy na kolację, na której mieli się także zjawić jej rodzice. Ane w tym czasie obok was kolorowała świąteczne obrazki, a Jon bawił się nowym samochodem na baterie.
   Trochę później wybraliście się wszyscy do miasta, by zobaczyć główny pochód parady. Mnie jakakolwiek parada będzie się kojarzyła z tym dniem, gdy poznałem Ciebie. Też musiałaś o tym pomyśleć, bo gdy staliście w tłumie, widziałem jak patrzysz przed siebie z lekkim uśmiechem i trzymasz delikatnie dłonie na brzuchu. Pamiętam to jakby to było wczoraj.  Byłaś kobietą, która dosłownie i w przenośni „zwaliła mnie z nóg”, początkowo chciała dać kosza, ale jednak tego nie zrobiła. To wszystko musiało się po prostu wydarzyć, byśmy oboje przez ten czas byli szczęśliwi.
   Kolacja przeminęła w świątecznej atmosferze, po której dzieciaki szybko poszły spać. Towarzystwo rodziców byłej żony swojego martwego faceta mogło wydawać się dziwne, ale nie tu. Nie było osoby, która by Cię nie lubiła. Nie dało się. Jesteś typem, który przyciąga do siebie ludzi, którzy od razu się w Tobie zakochują. Jesteś otwartą i zawsze radosną dziewczyną, która zasługuje na wszystko co najlepsze i ja wiedziałem to od samego początku. Mama Nagore od raz rozpoznała to, że jesteś w ciąży, ale powiedziała to dopiero po tym jak dzieciaki poszły na górę. To był dobry krok, nie zaczynając przy nich tego tematu, bo na razie nic nie wiedziały. Przyznałaś rację, a ona zaczęła delikatnie pytać który to miesiąc i czy wiedziałem o tym przed wypadkiem. Nie wiedziałem. Gdybym wiedział, to wszystko nie miałoby miejsca… Z resztą? Moje paplanie nic nie było warte. Jeżeli miałby się to stać, stało by się. To nie zależało ode mnie.
   Następnego wieczoru, gdy pożegnaliście dziadków Ane i Jona, całą czwórką.. A właściwie to piątką, leżeliście w głównej sypialni, oglądając telewizję, ubrani już w piżamy i opatuleni kocami.
                - Mamo, możemy tu dziś spać? – zapytała śpiąca dziewczynka, gdy Nagore wyłączyła telewizor po zakończonej bajce.
                - Właściwie to tak – odpowiedziała, uśmiechając się do córki.
                - Przeczytaj nam coś. – Jontxu zwrócił się do Ciebie, a Ty spojrzałaś na Nagore. – Prosimyyyyy!
                - No dobrze, ale może dla odmiany opowiemy wam z mamą pewną historię, okej? – zaproponowałaś, a dzieci jednocześnie pokiwały głowami. Nagore ułożyła się na boku, by widzieć dzieciaki i Ciebie. Leżałyście na obu końcach łóżek, mając między sobą Ane i Jona. Usiadłem na fotelu w kącie pokoju z zamiarem posłuchania tego, co macie im do powiedzenia.
                - Pamiętacie jak opowiadałam wam z tatą o tym skąd biorą się dzieci? – zapytała szatynka.
                - Kobieta i mężczyzna muszę się bardzo kochać! – wypalił mój syn.
                - I później jest dzidziuś! – zawołała Ane.
                - Dokładnie. – Nagore skinęła głową. – I jak wiecie, Sonia była dziewczyną taty – dodała. Pamiętam jak tłumaczyliśmy dzieciom nasz rozwód, że nie będziemy już razem mieszkać, ale nadal będziemy się widywać, że ja i mama będziemy tylko przyjaciółmi, że oboje bardzo ich nadal kochamy i nigdy nic to nie zmieni. Później trzeba było im wytłumaczyć, że ich tato ma nową dziewczynę, Ciebie. Jontxu zapytał mnie wtedy czy będę miał nową rodzinę i o nich zapomnę. Zabrałem go na kolana i szczerze odpowiedziałem, że oni zawsze będą moją rodziną i to nic nie zmienia, po prostu zakochałem się w innej kobiecie.
                - I właśnie wasz tato i ja, bardzo się kochaliśmy zanim odszedł, ale wiecie co postanowił nam pozostawić? – Uśmiechnęłaś się szeroko. Dzieciaki popatrzyły najpierw na Ciebie, później na swoją matkę i znów na Ciebie.
                - Dzidziusia? – Ane zapytała niepewnie po dłuższej chwili, a Ty pokiwałaś głową. Oczy dziewczynki od razu szerzej się otworzyły, a twarz rozpromieniała. – I jest tutaj?! – Wskazała na Twój brzuch i spojrzała na Nagore. – Naprawdę?
                - Tak, słońce. Będziecie mieli rodzeństwo.
                - A dokładnie brata – dodałaś.
                - Ale czad! – zawołał Jon, a wy zaśmiałyście się. Przez całe święta używał tego słowa, które ponoć wyniósł od kolegów ze szkoły. Ane i Jon należeli do tych inteligentnych dzieciaków, które wszystko rozumiały, szczególnie jeżeli chodzi o takie sprawy jak teraz. To naprawdę ułatwiało wszystko. Bywały przypadki, gdzie dzieci różnie przechodziły rozwody rodziców, nowe rodzeństwo czy utratę kogoś bliskiego. One po prostu były dzielne i tryskałem przez to dumą. Maluchy zaczęły opowiadać o tym jak będą pokazywać nowemu bratu swoje zabawki i ich ulubione miejsca. Ane przyłożyła ucho do Twojego brzucha, ale jednak stwierdziła, że niestety nic nie słyszy. Obiecałaś jej, że za kilka tygodni zobaczy jaki jej nowy braciszek będzie duży i poczuje jak kopie. Cała ta ekscytacja trwała do momentu aż wszyscy zasnęliście, całą czwórką na jednym dużym łóżku. Wszystkie najważniejsze dla mnie osoby - razem.

    Gdy się obudziłaś Nagore już nie było. W łóżku słodko spały dzieci i nawet nie miały zamiaru się budzić. Podniosłaś się i prowizorycznie przeczesałaś włosy palcami. Po cichu wyszłaś z pokoju i zeszłaś na dół, gdzie w kuchni królowała już pani domu. Przywitałaś się i usiadłaś na wysokim krześle przy blacie wysepki. Nagore od razu podsunęła Ci kubek z gorącą czekoladą, a sama przygotowała sobie kawę.
                - Jak spałaś? – zapytała.
                - Zaskakująco dobrze. – Przeciągnęłaś się.
                - Korzystaj póki możesz. Później zaopatrzymy cię w specjalną poduszkę. – Puściła Ci oczko i upiła łyk kofeiny. – Dzieciaki dobrze przyjęły wiadomość o bracie.
                - I bardzo się cieszę z tego powodu. To było miłe, gdy Ane od razu pomyślała o rodzeństwie – Byłaś w tym momencie naprawdę zadowolona i szczęśliwa. Wiem, że w takich chwilach brakowało Ci mnie, ale wiedziałem, że ze wszystkim dasz sobie radę.
                - Będzie dobrze, zobaczysz. – Uśmiechnęła się. – Właściwie, masz może już plany na jutrzejszy wieczór? – zapytała niepewnie.
                - Raczej nie. Zabukowałam bilet dopiero na pojutrze. Czemu pytasz?
                - Pomyślałam sobie, że może zostałabyś z dzieciakami? Nie musiałabym dzwonić po opiekunkę.
                - Szykuje ci się randka? – zażartowałaś, a Nagore jakby automatycznie się zarumieniła. – Naprawdę?! – Uśmiechnęłaś się szeroko. – Kto to taki? – zapytałaś uradowana. Ja sam nie wiedziałem czy byłem zaskoczony czy zadowolony. To i to. Cieszyłem się, że Aranaburu ruszyła naprzód. W końcu po naszym rozwodzie to ja pierwszy kogoś znalazłem. Zawsze chciałem by była szczęśliwa, bo była jedną z najważniejszych dla mnie osób.
                - Przeniósł się niedawno do Madrytu. Pracujemy razem. Poza pracą, spotkaliśmy się już dwa razy… To naprawdę świetny facet! Dwa lata temu rozwiódł się z żoną i ma siedmioletniego synka.
                - Jeżeli go lubisz… I będę go mogła jakoś zobaczyć, po cichu ocenić, to tak, zostanę – powiedziałaś. – Cieszę się, że zaczyna ci się układać. Trzeba żyć dalej i walczyć o swoje szczęście.
                - Życie po prostu się toczy, a sama chcę by moje dzieci miały pełną rodzinę. Nie wiem czy akurat to ten facet, ale chcę spróbować. Żaden człowiek nie powinien być sam. – Wzruszyła ramionami, a Ty wbiłaś wzrok w swój kubek z gorącą czekoladą. Moja była żona miała rację. Taka była kolej życia. Ludzie odchodzili i przychodzili nowi. Chciałem byś sobie kiedyś ułożyła życie na nowo i miała cudowną rodzinę.

   Siedziałaś na kanapie opatulona kocem z laptopem i kubkiem owocowej herbaty. Pisałaś z koleżanką ze studiów. Często żartowałyście, bo ciągle się uśmiechałaś do ekranu. Uwielbiałem ten widok. Na szczęście stawał się coraz częstszy.
   Właśnie minęła dziesiąta. Nagore jeszcze nie było, a dzieciaki już dawno spały. Nie miałaś problemu z ich położeniem, bo przeczytaniu bajki od razu położyły głowy do poduszek. Miałaś czas dla siebie.
  Nagle na ekranie pojawiła się mała ikonka z powiadomieniem o połączeniu wideo, przez którą uśmiechnęłaś się jeszcze szerzej. Nacisnęłaś na guzik z kamerką i automatycznie zobaczyłaś przed sobą piłkarza w białym podkoszulku i mokrymi włosami.
                - Myślałem, że będziesz już spać – powiedział, podpierając się na łokciu i wpatrując w Twój obraz.
                - Staram się nie zasnąć dopóki Nagore nie wróci. Wyobraź sobie, że wyszła na randkę! – odpowiedziałaś radośnie.
                - I oczywiście musisz ją o wszystko wypytać? – zaśmiał się. – Fajnie słyszeć, że kogoś ma.
                - Właśnie. Ten cały Roberto wydaje się naprawdę w porządku. - Przystojny, elegancki facet z klasą i filmowym uśmiechem. Gdy przyjechał, Aranaburu była jeszcze na górze, wiec otworzyłaś. W progu stał wysoki szatyn w okularach, w ciemnych spodniach, białej koszuli i czarnym płaszczu. Od razu założył, że masz na imię Sonia, czyli Nagore musiała mu sporo opowiadać. Przedstawił się i zgodził chwilę poczekać. Poznał dzieciaki, które w tym momencie przybiegły do Ciebie z salonu by pochwalić się rysunkami. Znał ich imiona i był dla nich bardzo przyjacielski.
                - Hej, hej. Nie rozpędzaj się tak. To facet dla Nagore – zażartował.
                - Spokojnie. Mój jedyny jest tutaj ze mną. – Uśmiechnęłaś się lekko i pogładziłaś po brzuszku. – A ty już wróciłeś?
                - Tak, dziś rano. W sumie to cieszyłem się na powrót. Te kilka dni z moją rodziną, mamą i wszystkimi ciotkami to naprawdę katorga. – Pokręcił głową. – A ty kiedy wracasz?
                - Ale dałeś radę. Jesteś naprawdę dzielny – zaśmiałaś się. – Jutro wieczorem mam samolot.
                - Daj znać, to po ciebie wyjadę – powiedział, a Ty już otwierałaś buzię by coś odpowiedzieć. – I nie, nie będziesz się tłukła taksówkami – dodał, a Ty pokręciłaś głową. Pewnie w głębi myślałaś o tym jaki był uczynny i kochany. Mogłaś tak myśleć o nim, pozwalałem.
                - Dziękuję – odpowiedziałaś.
                - Zawsze do usług. – Ukłonił się zabawnie. – A jak dzieciaki zareagowały na wieść o braciszku? – zapytał i upił odrobinę wody ze szklanki.
                - Było dobrze. – Uśmiechnęłaś się. – Nawet bardzo. Nie myślałam, że pójdzie tak lekko. Ucieszyły się. Wiesz, poczułam się o wiele lepiej po tym. Gdzieś tam jednak wcześniej bałam się ich reakcji.
                - Można by powiedzieć, że to tylko dzieci, a znaczą tak wiele, prawda?
                - Żebyś wiedział. Przez nie już sama nie mogę się doczekać kiedy mój synek będzie już ze mną. – Uśmiechnęłaś się szeroko. Byłaś szczęśliwa, więc ja też byłem. Kochałem Twój uśmiech. Przez niego sam nie potrafiłem przestać się uśmiechać. Był zaraźliwy. Twoje szczęście było. Gdy byłaś rozpromieniona, cały świat był.
                - Trochę jeszcze na to poczekamy, ale spokojnie. Wszyscy postaramy ci się ten czas urozmaicić.
                - A później będziecie też zmieniać pieluszki? – zażartowałaś.
                - Do tego jeszcze nie doszliśmy, ale Yolanda i Julia na pewno się zgodzą! – Rozbawiony pokręcił głową.
                - Wygodniś! – Wywróciłaś oczami. – Pójdę się już położyć. Dobranoc, Javi.
                - Śpij dobrze. Dobranoc. – Uśmiechnął się, a Ty jeszcze pomachałaś i zamknęłaś komputer. Odłożyłaś go oraz kubek na stolik i wstałaś z kanapy. Zgasiłaś wszystkie światła i ruszyłaś w stronę schodów. Ciągle się uśmiechałaś. Teraz zdałem sobie sprawę, że ostatnio ciągle tak było po rozmowach z Martinezem.
 Wyszłaś po schodach na piętro i jeszcze zajrzałaś do pokoju Jona, który spał i obok do Ane, przy której łóżku nadal tliła się maleńka lampka w kształcie gwiazdki. Zostawiłaś uchylone drzwi i weszłaś do pokoju naprzeciw. Zaświeciłaś lampkę przy łóżku i zabrałaś piżamę, by się w nią przebrać. Stanęłaś jeszcze przed dużym lustrem i spojrzałaś na siebie.
                - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedziałaś, utwierdzając mnie w przekonaniu, że jesteś najsilniejszą i najdzielniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem.

No właśnie, patrząc wyżej... Nikt nie zna dokładnych myśli Sonii. Ktoś może ma jakiś pomysł na nie? ;) 
I wiecie co? Raz przysiadłam i skończyłam pisać całe opowiadanie. Jeszcze dwa rozdziały i epilog :)


Johan Cruyff [*]

7 komentarzy:

  1. Jak Ty to robisz, co? Z każdym rozdziałem wylewam choć kilka łez! Niezwykle poruszasz tym opowiadaniem, za co chciałabym Ci serdecznie podziękować, kochana. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Na tym blogu nadzwyczaj często roniłam łzy, bo historia jest naprawdę świetna. Cieszę się, że wszystko zaczyna się powoli układać, tylko mniej cieszę się z tego, że jeszcze chwila i koniec.. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy.
    Życzę weny i do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne. Dzieciaki są wspaniałe i naprawdę super, że przyjęły tą wiadomość dobrze. Zresztą Nagore też zyskała moją sympatię, bo super ją przedstawiasz. W ogóle ten krok na przód i nowy partner byłby świetną perspektywą dla niej. A co do Javiego i głównej bohaterki... No, no.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział niby taki szczęśliwy, ale dla mnie nadal to wszystko jest smutne.. Dla Sonii wszystko zaczyna się układać, wiec to na pewno jakieś plusy, a na dodatek ten Javi :)
    Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znów cudowny rozdział na którym musiałam uronić kilka łez ;) Nie wiem jak to robisz, że zawsze się tak dzieje. Mam nadzieję, że następny będzie szybko, życzę weny i czekam ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten rozdział... Mam do niego mieszane uczucia. Z jednej strony jest mi cholernie smutno, a z drugiej strony mam szerokiego bana, bo coś dodałaś i jest to tak piękne, że po prostu... Lubię Twój styl pisania. O.

    Fajnie, że dzieciaki dobrze przyjęły wieść o nowym bracie. (A tu nagle jebut, i siostra)
    Jestem ciekawa, czy Roberto coś narozrabia :P

    OdpowiedzUsuń
  7. To opowiadanie od początku było w jakimś stopniu smutne. I nie piszę tego dlatego, że mi się nie podoba tylko, że tak wiele uczy.. W sumie można by rzec, że jest takie realne. Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń