Spałaś w niewielkim
pokoju utrzymanym w jasnych, ale ciepłych kolorach z przyłączoną maleńką
łazienką. Na środku stało szpitalne łóżko, a po obu jego stronach stały
niewielkie szafeczki. Naprzeciw wisiał telewizor, a pod nim stał stolik z dwoma
krzesłami. Pod jednej ze ścian z olbrzymim oknem stała kanapa, na której
siedział Javier. Nie spuszczał z Ciebie wzroku. Odkąd Cię tu przewieźli, był tu
i czekał aż się obudzisz. To on załatwił ten pokój za Twoimi plecami. Wiedział,
że upierałabyś się by przewieziono Cię na normalną, wspólną salę, którą
dzieliłabyś z innymi świeżo upieczonymi matkami. Jednak on, tak samo jak ja, po
prostu chciał dla Ciebie jak najlepiej.
W jednym momencie
drzwi do pokoju się uchyliły, a do środka weszła młoda pielęgniarka, ciągnąc za
sobą wysokie łóżeczko na kółkach, w którym spała maleńka istotka, zawinięta w
niebieski kocyk. Javi podniósł się z miejsca i przywitał z dziewczyną.
Zatrzymała łóżeczko w kącie przy łóżku i spojrzała na piłkarza.
-
Przeszedł wszystkie badania. Jest zdrowy i silny – powiedziała i wzięła go
delikatnie na ręce, po czym zbliżyła się do Baska. Jego mina mówiła o tym, że
lekko się wystraszył, ale przejął małe zawiniątko w swoje ramiona. Chłopiec
poruszył rączką, przysuwając ją bliżej swojej twarzy. Stałem obok i wewnętrznie
się łamałem. To ja chciałem pierwszy wziąć go na ręce. Chciałem przytulić
naszego synka i powitać go w naszej rodzinie. – Nie ma to jak u taty – dodała
uśmiechnięta pielęgniarka.
- Ja…
Ja nie jestem… - zająknął się, a dziewczyna zmieszała.
- Przepraszam. Zawsze widziałam
państwa razem na wizytach, więc tak pomyślałam…
- W porządku… - Uśmiechnął się
zapatrzony w dziecko. – Jeżeli tylko jego mama na to pozwoli, przeniosę dla
nich góry – dodał szeptem, a ja miałem w oczach łzy.
- Słusznie. – Skinęła głową, a
Javi oddał jej malucha. Ona delikatnie włożyła go do łóżeczka, by nie przerywał
swojej drzemki. – Gdyby coś było trzeba, proszę wołać – dodała i wyszła z pokoju.
Javier natomiast bardzo powoli i bezdźwięcznie przeciągnął łóżeczko na drugą
stronę Twojego łóżka i usiadł na swoim starym miejscu, tak by nadal mieć widok
na Ciebie i naszego syna.
Minęło może piętnaście minut, a
Ty otworzyłaś oczy. Narkoza po operacji przestała działać. Ze względu na
niepewnie ułożenie dziecka, lekarze zadecydowali za Ciebie – postawili na
cesarkę. Dzięki niej wszystko było w porządku z Tobą oraz dzieckiem.
- Javi… - wyszeptałaś, widząc
piłkarza siedzącego na sofie i spoglądającego w tym momencie przez okno. Od
razu odwrócił głowę, podniósł się i podszedł, wskazując na niemowlę w łóżeczku.
Chciałaś się podnieść, ale przez szwy, które sprawiły Ci trochę bólu,
przesunęłaś się tylko odrobinę. Z pomocą automatycznie przyszedł piłkarz, który
poprawił Twoją poduszkę i pomógł Ci się o nią oprzeć. Wrócił do łóżeczka i tak
samo delikatnie jak przedtem, podniósł malca i jakby była to najcenniejsza
rzecz na świecie, złożył na Twoich ramionach. – Nie mogę uwierzyć, że jesteś
już ze mną… - szepnęłaś ze łzami w oczach.
- Oboje jesteście dzielni –
powiedział Javier. – Ma oczy Xabiego.
- Jest przepiękny. – Uśmiechnęła się
i ucałowałaś go w główkę. – Witaj na świecie, Xabierze Alonso dos Santos.
Javi uśmiechnął się pod nosem. Gdzieś w głębi
chyba wiedział, że właśnie taki miałaś zamiar, ale nie ja. Obstawiałem milion
innych imion, ale nie swoje własne. Moja mała kopia. Braciszek Jona i Ane.
Kochałem ich najmocniej na świecie.
- Dzwoniłem już do Nagore. Ma
zostawić dzieci swojej mamie i przylecieć jutro. Miała przekazać też wieści rodzicom
Xabiego. Carlos też już wie. Myślał, że robię sobie z niego jaja. – Zaśmiał się
pomocnik. – Powinniśmy jeszcze zadzwonić do Pepe i Thiago, ale to jak chcesz,
możemy zrobić jutro, po przyjęciu.
- Przyjęcie? – Zmarszczyłaś brwi.
– Przecież dziś się pobierają… Zadzwońmy teraz. Nie możemy tam być, ale chcę
zobaczyć jak się bawią.
Martinez wyjął swój telefon i
wykręcił numer przyjaciela. Włączył wideo rozmowę, a po kilku sygnałach
zobaczył Brazylijczyka, który próbował przebić się przez innych gości. Po
chwili zrobiło się ciszej, wiec musiał odejść kawałek.
- Cześć, jak się bawicie?
- Javi, żałujcie, że was tutaj
nie ma… To najwspanialszy dzień w moim życiu! – zawołał, a po chwili na ekranie
obok chłopaka pojawiła się jego żona.
- Co u was? Jak Sonia? – zapytała
blondynka.
- No właśnie dlatego dzwonimy. –
Uśmiechnął się pomocnik i przybliżył do Ciebie. Przesunął telefon, by pokazać
Ciebie i Xabiego.
- My też dziś mieliśmy ciekawy
dzień – powiedziałaś. Po drugiej stronie telefonu zaczęły się gratulowania i
pytania dotyczące dziecka oraz porodu. Rozmawialiście jeszcze z młodym
małżeństwem przez chwilę, a później zadzwoniliście do Reiny.
Javier Martinez był upartym
człowiekiem. Ciągle prosiłaś go by pojechał do domu i się wyspał, wziął
prysznic i coś zjadł, ale on wolał siedzieć z Tobą. Nawet werbowałaś
pielęgniarki by Ci w tym pomogły, ale na próżno. Dopiero koło jedenastej,
następnego dnia udało się go wygonić. Cudu dokonała moja była żona, która
weszła do pokoju z niebieskim
balonikiem, laurką od Ane i pluszowym niedźwiadkiem od Jontxu.
- Jak się czujecie? – zapytała,
siadając na krześle.
- Jestem trochę obolała, ale jest
świetnie. Xabi w nocy prawie nie płakał, a przy karmieniu pomagała mi położna.
I Javi też ciągle przy nas był.
- Ten facet to anioł. – Zaśmiała się
Aranaburu. – Cieszę się, że jesteście cali i zdrowi. Dzieci też chciały
przylecieć, ale obiecałam im, że przylecimy za dwa tygodnie, gdy będą mieli już
wakacje.
- Na ich miejscu, też bym chciała
poznać młodszego brata. – Uśmiechnęłaś się. Nagore znów spojrzała na malca, a
po chwili na sofę, gdzie leżał koc, którym w nocy okrywał się piłkarz. – Jemu
naprawdę na was zależy.
- Wiem – odparłaś krótko. –
Uwielbiam, gdy jest obok. Był odkąd Xabi odszedł i nie pozwolił mi się załamać.
Sam pomalował pokój dla małego i złożył meble. Jeździł ze mną na każde badania
i pewnie gdyby mógł, byłby ze mną na porodówce i trzymał za rękę. Nie wyobrażam
sobie, gdyby go tu nie było, ale… - Przygryzłaś dolną wargę.
- Doskonale cię rozumiem, ale
pamiętasz co mi powiedziałaś, gdy rozmawiałyśmy o Roberto? „Trzeba żyć dalej i
walczyć o swoje szczęście.” – Złapała Cię za dłoń. – Wiem, że nadal trwasz w
żałobie, ale jesteś bardzo młoda i jeszcze sporo przed tobą. Nikt nie będzie ci
miał za złe, że związałaś się z kimś innym. Szczególnie Xabi. Jedyne czego on
chce, to byśmy byli tu szczęśliwi – mówiła, a Ty spuściłaś wzrok. – Czujesz coś
do niego?
- Nagore…
- Nie musisz mi odpowiadać.
Zrobisz to gdy będziesz gotowa. I zrobisz to dla samej siebie, okej? – Skinęłaś
niepewnie głową. – Jest jeszcze jedna sprawa. Chciałabym byś coś podpisała.
- Podpisała? Co takiego? –
Zdziwiłaś się.
- Jak wiesz, wszystko po ojcu
odziedziczyły dzieci. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział o małym Xabim, ale zanim
to doszło do skutku, złożyłam dokumenty o tym, że spodziewasz się dziecka
Xabiera. Wtedy wszystko zostało podzielone na trzy. Pieniądze i mieszkanie, w
którym mieszkacie oficjalnie należą do małego – dokończyła. – To mu się
należało.
- Dziękuję w imieniu syna. –
Uśmiechnęłaś się lekko po chwili.
- Będzie już tylko lepiej,
zobaczysz – zapewniła Hiszpanka i w tym momencie obie usłyszałyście płacz dziecka.
Nadeszła pora na jedzenie, a takie brzdące mają zegarki w brzuszkach i same
wiedzą kiedy się przebudzić. Doskonale pamiętam jak to było wcześniej, najpierw
z Jonem i później z Ane. Teraz nie mogło być inaczej.
Powroty matki z dzieckiem ze
szpitala do domu zawsze są szczęśliwe. Pierwsza przez próg przeszłaś Ty, a
zaraz za Tobą Javi z nosidełkiem w ręce. Skierowaliście się od razu do małego
pokoju. W kącie pod oknem stało łóżeczko z błękitnym baldachimem i pozytywką.
Obok komoda, a na niej przewijak. Po drugiej stronie stała szafa oraz mała
kanapa z wysoką, stojącą lampką. Piłkarz od razu zajął się małym. Postawił
nosidło na szerokiej komodzie, rozpiął pasy i najbardziej delikatnie, jak tylko
potrafił ułożył mojego syna na materacu w łóżeczku. Ty rozpakowywałaś torbę,
kątem oka obserwując obrazek za sobą. Chowałaś czyste pampersy i pieluchy do
komody, ubranka do szafy i kremiki do szuflady, ale ciągle obserwowałaś
Javiera, który jak zahipnotyzowany patrzył na Xabiego, który leżał na plecach z
szeroko otwartymi oczami i rozglądał się dookoła.
Wyszłaś na chwilę do łazienki by
wrzucić brudne rzeczy do kosza na pranie, a gdy wróciłaś, grała tam pozytywka,
w którą Xabi się wsłuchiwał. Usiadłaś na rogu kanapy i przyglądałaś się
piłkarzowi, który pochylał się nad łóżeczkiem i coś mówił do chłopca. Nie
miałem pojęcia o czym myślałaś, ale chciałbym by to nawiązywało do rozmowy z
Nagore. Jestem cholernie o niego zazdrosny i roznosi mnie na samą myśl Ciebie z
innym facetem, ale również chcę by to właśnie on się Wami zajął.
Robiło się już późno. Wspólnie zjedliście kolację i po raz kolejny
uśpiliście Xabiego. Jak na taki dzień, każdy z Was był zmęczony.
- Powinnaś wziąć gorącą kąpiel i
się położyć. – Stwierdził.
- A za trzy godziny znów pobudka.
– Zaśmiałaś się cicho i zabrałaś talerze do zlewu. – Pomyślałam sobie… -
Odwróciłaś się do niego przodem i oparłaś o blat. Wyglądałaś na lekko
zmieszaną, ale bardzo chciałaś coś powiedzieć. – Pomyślałam sobie, że może byś
z nami został. – Wsunęłaś dłonie do tylnych kieszeni jeansów.
- Jeżeli potrzebujesz pomocy to
chętnie zostanę. Możesz spokojnie się przespać, a ja go popilnuję –
odpowiedział automatycznie.
- Dziękuję. Wiem, że zawsze mogę na
ciebie liczyć, ale… Jeżeli nadal chcesz, chcę byś z nami został – powtórzyłaś,
a on spojrzał na Ciebie niepewnie. Podniósł się i podszedł do Ciebie. – Ja chcę
byś został – dodałaś.
- Ten pocałunek w parku…
- Wiem, że mnie kochasz. I ja też
coś do ciebie czuję… Wszystko podpowiada mi bym ruszyła dalej. I chcę ruszyć,
dla swojego dobra i mojego syna. Chcę byś tylko wiedział, że nigdy nie zapomnę
o Xabim. Przepraszam… - Spuściłaś wzrok, a on zrobił krok w Twoją stronę i
delikatnie złapał za Twój podbródek, po czym delikatnie podniósł go do góry.
- Nie masz za co przepraszać.
Całkowicie cię rozumiem. Wiem ile przeszłaś i… Tak, kocham cię jak głupi od
samego początku. To było głupie, zakochując się w kobiecie przyjaciela, ale nic
na to nie mogłem poradzić. Szansa od ciebie jest czymś czego bym nawet nie
oczekiwał… Jesteście dla mnie
najważniejsi, oboje i nic tego nie zmieni.
Przytuliłaś się do niego. Mocno
wtuliłaś się w jego tors, przymykając powieki, a on zamknął Cię w swoich
ramionach, obiecując, że zawsze będzie Was chronił, będzie się Wami opiekował i
nigdy Was nie zostawi.
Javi, mówiąc po pijacku byś się
nią opiekował, nawet przez myśl mi nie przeszło, że zginę w wypadku. Że
zostawią ją samą w ciąży. Że będę tu obecny duchem i będę widział wasze cierpienie
spowodowane moim odejściem. Jednak tak się stało, a Ty zachowałeś się najlepiej
jak tylko mogłeś. Zająłeś się nią i nie pozwoliłeś zostać samej. Jesteś
prawdziwym facetem, który zawsze był przy niej, pomagał, rozśmieszał i kochał.
Zająłeś się nią i moim dzieckiem. Chcę byś był dla niej odpowiednim mężczyzną,
który będzie ją szanował i wspierał. Jeżeli kiedykolwiek przez Ciebie zapłacze,
nie wiem jak, ale postaram się byś do mnie dołączył i tu zgotuję Ci istne
piekło. Chcę byś spełnił jej wszystkie marzenia i pragnienia. Był przy niej w
zdrowiu i chorobie.
Chcę byś stał się ojcem dla mojego syna. Był dla niego
odpowiednim przykładem. Nauczył go tego, czego ja nie miałem okazji. Chcę byś
zabrał go na boisko i pokazał piłkę. Albo posadził za kierownicą. Albo włożył
drewnianą łyżkę do ręki. Chcę byś nauczył go czegoś, co będzie mu w przyszłości
pomocne. Niezależnie kim będzie, piłkarzem, kierowcą czy kucharzem. Chcę byś
pokazał mu jak być sobą i jak nie zagubić się w tym olbrzymim świecie.
Chcę byś stworzył z
nimi rodzinę i nigdy ich nie opuścił.
Ktoś chciał happy end? :)
Już tylko pozostał epilog!