czwartek, 5 maja 2016

Rozdział XI

  Spałaś w niewielkim pokoju utrzymanym w jasnych, ale ciepłych kolorach z przyłączoną maleńką łazienką. Na środku stało szpitalne łóżko, a po obu jego stronach stały niewielkie szafeczki. Naprzeciw wisiał telewizor, a pod nim stał stolik z dwoma krzesłami. Pod jednej ze ścian z olbrzymim oknem stała kanapa, na której siedział Javier. Nie spuszczał z Ciebie wzroku. Odkąd Cię tu przewieźli, był tu i czekał aż się obudzisz. To on załatwił ten pokój za Twoimi plecami. Wiedział, że upierałabyś się by przewieziono Cię na normalną, wspólną salę, którą dzieliłabyś z innymi świeżo upieczonymi matkami. Jednak on, tak samo jak ja, po prostu chciał dla Ciebie jak najlepiej.
 W jednym momencie drzwi do pokoju się uchyliły, a do środka weszła młoda pielęgniarka, ciągnąc za sobą wysokie łóżeczko na kółkach, w którym spała maleńka istotka, zawinięta w niebieski kocyk. Javi podniósł się z miejsca i przywitał z dziewczyną. Zatrzymała łóżeczko w kącie przy łóżku i spojrzała na piłkarza.
                - Przeszedł wszystkie badania. Jest zdrowy i silny – powiedziała i wzięła go delikatnie na ręce, po czym zbliżyła się do Baska. Jego mina mówiła o tym, że lekko się wystraszył, ale przejął małe zawiniątko w swoje ramiona. Chłopiec poruszył rączką, przysuwając ją bliżej swojej twarzy. Stałem obok i wewnętrznie się łamałem. To ja chciałem pierwszy wziąć go na ręce. Chciałem przytulić naszego synka i powitać go w naszej rodzinie. – Nie ma to jak u taty – dodała uśmiechnięta pielęgniarka.
           - Ja… Ja nie jestem… - zająknął się, a dziewczyna zmieszała.
- Przepraszam. Zawsze widziałam państwa razem na wizytach, więc tak pomyślałam…
- W porządku… - Uśmiechnął się zapatrzony w dziecko. – Jeżeli tylko jego mama na to pozwoli, przeniosę dla nich góry – dodał szeptem, a ja miałem w oczach łzy.
- Słusznie. – Skinęła głową, a Javi oddał jej malucha. Ona delikatnie włożyła go do łóżeczka, by nie przerywał swojej drzemki. – Gdyby coś było trzeba, proszę wołać – dodała i wyszła z pokoju. Javier natomiast bardzo powoli i bezdźwięcznie przeciągnął łóżeczko na drugą stronę Twojego łóżka i usiadł na swoim starym miejscu, tak by nadal mieć widok na Ciebie i naszego syna.

Minęło może piętnaście minut, a Ty otworzyłaś oczy. Narkoza po operacji przestała działać. Ze względu na niepewnie ułożenie dziecka, lekarze zadecydowali za Ciebie – postawili na cesarkę. Dzięki niej wszystko było w porządku z Tobą oraz dzieckiem.
- Javi… - wyszeptałaś, widząc piłkarza siedzącego na sofie i spoglądającego w tym momencie przez okno. Od razu odwrócił głowę, podniósł się i podszedł, wskazując na niemowlę w łóżeczku. Chciałaś się podnieść, ale przez szwy, które sprawiły Ci trochę bólu, przesunęłaś się tylko odrobinę. Z pomocą automatycznie przyszedł piłkarz, który poprawił Twoją poduszkę i pomógł Ci się o nią oprzeć. Wrócił do łóżeczka i tak samo delikatnie jak przedtem, podniósł malca i jakby była to najcenniejsza rzecz na świecie, złożył na Twoich ramionach. – Nie mogę uwierzyć, że jesteś już ze mną… - szepnęłaś ze łzami w oczach.
- Oboje jesteście dzielni – powiedział Javier. – Ma oczy Xabiego.
- Jest przepiękny. – Uśmiechnęła się i ucałowałaś go w główkę. – Witaj na świecie, Xabierze Alonso dos Santos.
 Javi uśmiechnął się pod nosem. Gdzieś w głębi chyba wiedział, że właśnie taki miałaś zamiar, ale nie ja. Obstawiałem milion innych imion, ale nie swoje własne. Moja mała kopia. Braciszek Jona i Ane. Kochałem ich najmocniej na świecie.
- Dzwoniłem już do Nagore. Ma zostawić dzieci swojej mamie i przylecieć jutro. Miała przekazać też wieści rodzicom Xabiego. Carlos też już wie. Myślał, że robię sobie z niego jaja. – Zaśmiał się pomocnik. – Powinniśmy jeszcze zadzwonić do Pepe i Thiago, ale to jak chcesz, możemy zrobić jutro, po przyjęciu.
- Przyjęcie? – Zmarszczyłaś brwi. – Przecież dziś się pobierają… Zadzwońmy teraz. Nie możemy tam być, ale chcę zobaczyć jak się bawią.
Martinez wyjął swój telefon i wykręcił numer przyjaciela. Włączył wideo rozmowę, a po kilku sygnałach zobaczył Brazylijczyka, który próbował przebić się przez innych gości. Po chwili zrobiło się ciszej, wiec musiał odejść kawałek.
- Cześć, jak się bawicie?
- Javi, żałujcie, że was tutaj nie ma… To najwspanialszy dzień w moim życiu! – zawołał, a po chwili na ekranie obok chłopaka pojawiła się jego żona.
- Co u was? Jak Sonia? – zapytała blondynka.
- No właśnie dlatego dzwonimy. – Uśmiechnął się pomocnik i przybliżył do Ciebie. Przesunął telefon, by pokazać Ciebie i Xabiego.
- My też dziś mieliśmy ciekawy dzień – powiedziałaś. Po drugiej stronie telefonu zaczęły się gratulowania i pytania dotyczące dziecka oraz porodu. Rozmawialiście jeszcze z młodym małżeństwem przez chwilę, a później zadzwoniliście do Reiny.

Javier Martinez był upartym człowiekiem. Ciągle prosiłaś go by pojechał do domu i się wyspał, wziął prysznic i coś zjadł, ale on wolał siedzieć z Tobą. Nawet werbowałaś pielęgniarki by Ci w tym pomogły, ale na próżno. Dopiero koło jedenastej, następnego dnia udało się go wygonić. Cudu dokonała moja była żona, która weszła do pokoju  z niebieskim balonikiem, laurką od Ane i pluszowym niedźwiadkiem od Jontxu.
- Jak się czujecie? – zapytała, siadając na krześle.
- Jestem trochę obolała, ale jest świetnie. Xabi w nocy prawie nie płakał, a przy karmieniu pomagała mi położna. I Javi też ciągle przy nas był.
- Ten facet to anioł. – Zaśmiała się Aranaburu. – Cieszę się, że jesteście cali i zdrowi. Dzieci też chciały przylecieć, ale obiecałam im, że przylecimy za dwa tygodnie, gdy będą mieli już wakacje.
- Na ich miejscu, też bym chciała poznać młodszego brata. – Uśmiechnęłaś się. Nagore znów spojrzała na malca, a po chwili na sofę, gdzie leżał koc, którym w nocy okrywał się piłkarz. – Jemu naprawdę na was zależy.
- Wiem – odparłaś krótko. – Uwielbiam, gdy jest obok. Był odkąd Xabi odszedł i nie pozwolił mi się załamać. Sam pomalował pokój dla małego i złożył meble. Jeździł ze mną na każde badania i pewnie gdyby mógł, byłby ze mną na porodówce i trzymał za rękę. Nie wyobrażam sobie, gdyby go tu nie było, ale… - Przygryzłaś dolną wargę.
- Doskonale cię rozumiem, ale pamiętasz co mi powiedziałaś, gdy rozmawiałyśmy o Roberto? „Trzeba żyć dalej i walczyć o swoje szczęście.” – Złapała Cię za dłoń. – Wiem, że nadal trwasz w żałobie, ale jesteś bardzo młoda i jeszcze sporo przed tobą. Nikt nie będzie ci miał za złe, że związałaś się z kimś innym. Szczególnie Xabi. Jedyne czego on chce, to byśmy byli tu szczęśliwi – mówiła, a Ty spuściłaś wzrok. – Czujesz coś do niego?
- Nagore…
- Nie musisz mi odpowiadać. Zrobisz to gdy będziesz gotowa. I zrobisz to dla samej siebie, okej? – Skinęłaś niepewnie głową. – Jest jeszcze jedna sprawa. Chciałabym byś coś podpisała.
- Podpisała? Co takiego? – Zdziwiłaś się.
- Jak wiesz, wszystko po ojcu odziedziczyły dzieci. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział o małym Xabim, ale zanim to doszło do skutku, złożyłam dokumenty o tym, że spodziewasz się dziecka Xabiera. Wtedy wszystko zostało podzielone na trzy. Pieniądze i mieszkanie, w którym mieszkacie oficjalnie należą do małego – dokończyła. – To mu się należało.
- Dziękuję w imieniu syna. – Uśmiechnęłaś się lekko po chwili.
- Będzie już tylko lepiej, zobaczysz – zapewniła Hiszpanka i w tym momencie obie usłyszałyście płacz dziecka. Nadeszła pora na jedzenie, a takie brzdące mają zegarki w brzuszkach i same wiedzą kiedy się przebudzić. Doskonale pamiętam jak to było wcześniej, najpierw z Jonem i później z Ane. Teraz nie mogło być inaczej.

Powroty matki z dzieckiem ze szpitala do domu zawsze są szczęśliwe. Pierwsza przez próg przeszłaś Ty, a zaraz za Tobą Javi z nosidełkiem w ręce. Skierowaliście się od razu do małego pokoju. W kącie pod oknem stało łóżeczko z błękitnym baldachimem i pozytywką. Obok komoda, a na niej przewijak. Po drugiej stronie stała szafa oraz mała kanapa z wysoką, stojącą lampką. Piłkarz od razu zajął się małym. Postawił nosidło na szerokiej komodzie, rozpiął pasy i najbardziej delikatnie, jak tylko potrafił ułożył mojego syna na materacu w łóżeczku. Ty rozpakowywałaś torbę, kątem oka obserwując obrazek za sobą. Chowałaś czyste pampersy i pieluchy do komody, ubranka do szafy i kremiki do szuflady, ale ciągle obserwowałaś Javiera, który jak zahipnotyzowany patrzył na Xabiego, który leżał na plecach z szeroko otwartymi oczami i rozglądał się dookoła.
Wyszłaś na chwilę do łazienki by wrzucić brudne rzeczy do kosza na pranie, a gdy wróciłaś, grała tam pozytywka, w którą Xabi się wsłuchiwał. Usiadłaś na rogu kanapy i przyglądałaś się piłkarzowi, który pochylał się nad łóżeczkiem i coś mówił do chłopca. Nie miałem pojęcia o czym myślałaś, ale chciałbym by to nawiązywało do rozmowy z Nagore. Jestem cholernie o niego zazdrosny i roznosi mnie na samą myśl Ciebie z innym facetem, ale również chcę by to właśnie on się Wami zajął.
  Robiło się już późno. Wspólnie zjedliście kolację i po raz kolejny uśpiliście Xabiego. Jak na taki dzień, każdy z Was był zmęczony.
- Powinnaś wziąć gorącą kąpiel i się położyć. – Stwierdził.
- A za trzy godziny znów pobudka. – Zaśmiałaś się cicho i zabrałaś talerze do zlewu. – Pomyślałam sobie… - Odwróciłaś się do niego przodem i oparłaś o blat. Wyglądałaś na lekko zmieszaną, ale bardzo chciałaś coś powiedzieć. – Pomyślałam sobie, że może byś z nami został. – Wsunęłaś dłonie do tylnych kieszeni jeansów.
- Jeżeli potrzebujesz pomocy to chętnie zostanę. Możesz spokojnie się przespać, a ja go popilnuję – odpowiedział automatycznie.
- Dziękuję. Wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć, ale… Jeżeli nadal chcesz, chcę byś z nami został – powtórzyłaś, a on spojrzał na Ciebie niepewnie. Podniósł się i podszedł do Ciebie. – Ja chcę byś został – dodałaś.
- Ten pocałunek w parku…
- Wiem, że mnie kochasz. I ja też coś do ciebie czuję… Wszystko podpowiada mi bym ruszyła dalej. I chcę ruszyć, dla swojego dobra i mojego syna. Chcę byś tylko wiedział, że nigdy nie zapomnę o Xabim. Przepraszam… - Spuściłaś wzrok, a on zrobił krok w Twoją stronę i delikatnie złapał za Twój podbródek, po czym delikatnie podniósł go do góry.
- Nie masz za co przepraszać. Całkowicie cię rozumiem. Wiem ile przeszłaś i… Tak, kocham cię jak głupi od samego początku. To było głupie, zakochując się w kobiecie przyjaciela, ale nic na to nie mogłem poradzić. Szansa od ciebie jest czymś czego bym nawet nie oczekiwał…  Jesteście dla mnie najważniejsi, oboje i nic tego nie zmieni.
Przytuliłaś się do niego. Mocno wtuliłaś się w jego tors, przymykając powieki, a on zamknął Cię w swoich ramionach, obiecując, że zawsze będzie Was chronił, będzie się Wami opiekował i nigdy Was nie zostawi.

Javi, mówiąc po pijacku byś się nią opiekował, nawet przez myśl mi nie przeszło, że zginę w wypadku. Że zostawią ją samą w ciąży. Że będę tu obecny duchem i będę widział wasze cierpienie spowodowane moim odejściem. Jednak tak się stało, a Ty zachowałeś się najlepiej jak tylko mogłeś. Zająłeś się nią i nie pozwoliłeś zostać samej. Jesteś prawdziwym facetem, który zawsze był przy niej, pomagał, rozśmieszał i kochał. Zająłeś się nią i moim dzieckiem. Chcę byś był dla niej odpowiednim mężczyzną, który będzie ją szanował i wspierał. Jeżeli kiedykolwiek przez Ciebie zapłacze, nie wiem jak, ale postaram się byś do mnie dołączył i tu zgotuję Ci istne piekło. Chcę byś spełnił jej wszystkie marzenia i pragnienia. Był przy niej w zdrowiu i chorobie.
Chcę byś stał się ojcem dla mojego syna. Był dla niego odpowiednim przykładem. Nauczył go tego, czego ja nie miałem okazji. Chcę byś zabrał go na boisko i pokazał piłkę. Albo posadził za kierownicą. Albo włożył drewnianą łyżkę do ręki. Chcę byś nauczył go czegoś, co będzie mu w przyszłości pomocne. Niezależnie kim będzie, piłkarzem, kierowcą czy kucharzem. Chcę byś pokazał mu jak być sobą i jak nie zagubić się w tym olbrzymim świecie.
 Chcę byś stworzył z nimi rodzinę i nigdy ich nie opuścił.

Ktoś chciał happy end? :)
Już tylko pozostał epilog! 

9 komentarzy:

  1. Rozdział jest naprawdę cudowny :D Cieszę się, że Sonia dała szansę Javiemu i mam nadzieję, że im się ułoży...! Szkoda tylko, że Xabi nie może spotkać się ze swoim synem :/

    Pozdrawiam i czekam na epilog,
    Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się poryczałam ;) ale jestem strasznie sentymentalna i jak to wszystko opisałaś, to trzymanie malca po raz pierwszy i tak dalej to przypomniało mi się jak pół roku temu urodził mi się bratanek i widziałam jak mój brat pierwszy raz bierze go na ręce. Oczy mi się spociły ;)
    Notka piękna ;)
    Kocham Xabiego, kocham Javiera i tego maluszka też. Chcę już następnej notki, chcę wiedzieć co będzie dalej ;) I chcę dalej płakać, bo to takie piękne :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Płacze, ba ja rycze! Nie jestem w stanie napisać nic sensownego, ale wiedz, że ten rozdział, to zakończenie to jest to na co czekałam od samego początku tego opowiadania. Więcej nie pisze, bo jeszcze epilog także tam się spotkamy. ;D
    Buźka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nagore zrobiła coś wspaniałego. Bardzo miły gest. Zaskoczyłaś mnie. Poza tym cieszę się z imienia małego, jak i tego szczęśliwego końca... Bo nawet nie wyobrażałam sobie czegoś innego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Potok łez... Znowu mnie zatkało. Pozwolisz, że rozpiszę się bardziej przy epilogu. ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Normalnie się wzruszyłam. Piękne, wspaniałe opowiadanie. Czekam na epilog :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach.. Płakać mi się chciało, wiesz? To naprawdę wzruszający rozdział! Cieszę się, że są szczęśliwi. Wszyscy na to służyli.

    Czekam na epilog :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niecierpliwię się. Chcę już dalej! Chociaż nie chcę epilogu... Mam konflikt tragiczny :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowny! Znowu płakałam. Szybko się skończyło i szkoda bo to najlepszy blog jaki czytałam ;* Czekam na epilog, dodaj szybko ;* życzę weny ❤

    OdpowiedzUsuń